Babia Góra- Królowa Beskidów czy Matka Niepogód ?

Majowe deszcze skutecznie zatrzymały nas w kolekcjonowaniu kolejnych szczytów do KGP, udało nam się jedynie odwiedzić Beskid Sądecki i Martinskie Hole. Jak na cały miesiąc to bardzo mało. No ale kiedyś ta zła aura musiała się skończyć i tak też się stało na początku czerwca. Optymistyczna prognoza pogody z automatu uruchomiła górskie plany i stwierdziliśmy, że dobrym kierunkiem będzie Babia Góra. Powodów dla których wybraliśmy Babią Górę było kilka. Po pierwsze: należy do Korony Gór Polski, a to nasz cel na ten rok. Po drugie moja wizyta na szczycie kilka lat temu była błądzeniem we mgle i rozległe panoramy mogłam malować sobie w wyobraźni, a po trzecie Ignacy nigdy tam nie był. Wystarczająco aby w końcu tam się udać.

Aby było wiadomo o czym mówimy, przytoczę kilka słów o sławnym Diablaku.

Babia Góra to masyw górski w Paśmie Babiogórskim należącym do Beskidu Żywieckiego.Najwyższym szczytem jest Diablak (1725 m npm często nazywany również Babią Górą, jak cały masyw). Jest najwyższym szczytem Beskidów Zachodnich, drugim co do wysokości szczytem KGP i drugim co do wybitności (po Śnieżce) w Polsce. Wybitność Babiej Góry to 1075 m i właśnie poprzez swoją wybitność i odizolowanie od innych szczytów Babia Góra nazywana jest często Królową Beskidów. Masyw Babiej Góry rozciąga się od Przełęczy Jałowieckiej Północnej po przełęcz Krowiarki. Wyróżniają się w nim szczególnie dwa wierzchołki: Diablak i Mała Babia Góra (1517m npm). Granią masywu biegnie europejski dział wodny.Wysokość względna Babiej Góry wynosi dla stoków południowych 900 metrów, a dla północnych 1100 metrów . Babia Góra przewyższa otaczające ją szczyty o około 200–600 metrów. Jak widać po liczbach ambitny cel przed nami.

Z Babią Górą związanych jest wiele beskidzkich legend. Według jednej z najbardziej znanej opowieści, góra to w rzeczywistości sterta kamieni, które zebrała olbrzymka i niedbale wyrzuciła przed swoją chatą. Patrząc na rozmiary masywu ciekawe jakie gabaryty miała olbrzymka:)?… Według bardziej romantycznej historii Babia Góra to ukochana rozbójnika, która przemieniła się w kamień z żalu po śmierci kochanka. Inna opowieść głosi, iż „babami”, od których masyw wziął swoją nazwę, miały być zbójeckie branki, przetrzymywane w jednej z jaskiń. Niektórzy twierdzą, że podczas burzy można usłyszeć niepokojące dźwięki dobiegające spod głazów. Tutaj miały również spotykać się na sabatach czarownice.

Babia Góra znana jest z kapryśnej i zmiennej pogody. Latem szczególnie niebezpieczne są gwałtowne burze na jej szczycie, a zimą śnieżne huragany. W niektórych partiach szlaków turystycznych istnieje zagrożenie lawinowe, a na odkrytych szczytach i przełęczach często wieją silne wiatry. Babia Góra jest bardzo popularnym celem wśród turystów ponieważ z jej wierzchołka rozciągają się bardzo rozległe widoki, stąd też na szczyt prowadzi wiele szlaków turystycznych. My oczywiście wybraliśmy się z George, bo przecież zdobywamy Beaglovą Korona Gór Polski, w związku z tym jedynym legalnym wejściem jest szlak od słowackiej strony (Babia Góra leży na terenie Babiogórskiego Parku Narodowego, a tam obowiązuje całkowity zakaz wstępu z psem). Cóż, południowi sąsiedzi póki co są bardziej tolerancyjni i po ich szlakach możemy spacerować z psiakami.

Punktem wyjścia była Slana Voda. W Orawskiej Polhorze zgodnie z drogowskazem skręciliśmy w lewo i po około 4 km znaleźliśmy się na niedużym parkingu przy schronisku/ pensjonacie Chata Slana Voda. Miejsce bardzo ciekawe, zadbane i przyjazne. Za zgodą właścicieli zostawiliśmy samochód na ich terenie.

Zabraliśmy plecaki i ruszyliśmy żółtym szlakiem w drogę. Ten szlak jest podobno jednym z najstarszych szlaków w Beskidach Zachodnich. Już na samym starcie trasy widzieliśmy nasz cel i powiem, że wyglądał na dość odległy. Taki też okazał się w rzeczywistości ponieważ wg. drogowskazu na szczyt mieliśmy 3,25 h marszu. Nie marnując czasu skierowaliśmy się w leśną drogę i podążyliśmy w kierunku góry. Początkowo wycieczka była bardzo przyjemna, zero przewyższenia i tylko wygodna szutrowa droga. Cel mieliśmy cały czas przed sobą.

Oglądając się za siebie, powoli, nieśmiało pojawiały się wierzchołki Tatr i rzecz jasna „nasz najlepszy przyjaciel” Velky Chocz. Fenomenem tej góry jest to, że chyba widoczny jest z każdego miejsca. A i ze szczytu oferuje niewiarygodne panoramy.

Póki co na szlaku nie spotkaliśmy „żywego ducha”, a przyznam , że popularność Babiej Góry nieco nas zniechęcała do tego aby tam iść. Jak widać kolejny już raz na Słowacji jest „luźniej”. W miejscu gdzie do żółtego szlaku dołączał niebieski, na ładnej i dość dużej polanie Paseky zrobiliśmy sobie przerwę na drugie śniadanie i po 15 minutach ruszyliśmy dalej.

Droga nadal biegła łagodnie aż do momentu kiedy wkroczyła w las. Tutaj potrzebna była uwaga, ponieważ żółte znaki zniknęły gdzieś w krzakach i na pierwszy rzut oka ich nie widać, a przed nami przynajmniej 2 możliwości dalszego marszu. Mam wrażenie, że znaki żółtego szlaku pojawią się rzadziej niż znaki w naszych górach i czasem na rozgałęzieniach brakuje jasnej informacji którędy iść. Polecamy być czujnym. Od tego też miejsca ścieżka dźwigała się w górę ale nie była to jeszcze kwintesencja podejścia na Diablak. Różnica poziomów pomiędzy Chatą Slana Voda ( 750 m npm) a szczytem to ponad 1000m. Kilka kilometrów przeszliśmy bez nabierania wysokości więc to co najlepsze było jeszcze przed nami. Pierwsze podejście okazało się jedynie rozgrzewką ponieważ po chwili droga znów się wypłaszczyła i sprowadziła nas nad strumyk, przez który należało przejść za pomocą dość wątłej kładki.

Po drodze George jak zwykle zażył błotnych kąpieli, ponieważ jak powszechnie wiadomo o urodę należy dbać regularnie:).

W tym miejscu spotkaliśmy pierwszych tego dnia turystów. Ale za to jakich! Wędrowali na Babią z beagle!!!! Na szlaku nikogo a tu taka niespodzianka! Pozdrawiamy świetną ekipę i beagielkę Ninę z Rybnika.

Prawdziwe podejście rozpoczęło się od tego momentu. W jednym miejscu bardziej strome, w innym łagodniejsze ale cały czas w górę. Bardzo ciekawą a zarazem przydatną rzeczą były często pojawiające się drewniane wiaty i miejsca piknikowe. Na żółtym szlaku nie ma żadnego schroniska więc oprócz tego, że pod zadaszeniem można usiąść i odpocząć to w przypadku załamania pogody są to jedyne miejsca, które mogą dać schronienie. Ławki i stoliki często położone są na widokowych polanach, co bardzo zachęca do odpoczynku.

Idąc pod górę wyszliśmy z lasu i już do samego szczytu mogliśmy podziwiać piękne widoki. Tary pojawiły się już w całej okazałości , oprócz tego Góry Choczańskie, Niżne Tatry, Wielka Fatra , Mała Fatra i majestatyczny masyw Pilska. W dole połyskiwało Jezioro Orawskie. Czegóż chcieć więcej?

I tak oto w tych pięknych okolicznościach przyrody nabieraliśmy wysokości. Las przeszedł w niższe zarośla, a pod samym szczytem w kosodrzewinę. Pokonując kilka zakrętów wyszliśmy na „ostatnią prostą” z której szczyt był widoczny jak na dłoni.

Jeszcze tylko kilka łagodnych stopni i znaleźliśmy się na wierzchołku. Dokładnie po 3,25 h marszu, co do minuty zgodnie z drogowskazem.


I tutaj od razu zmiana klimatu. Cudowna cisza przeszła w gwar, a bezludny szlak wprowadził nas wprost w coś co można porównać do Krupówek, może nie w pełni sezonu ale na pewno w jakiś ładniejszy weekend. No cóż, można było się tego spodziewać! Po cichu zazdrościłam sobie, że nie musieliśmy, a wręcz nie mogliśmy podchodzić od polskiej strony. Dzięki George!!! Szybko znaleźliśmy sobie ustronne miejsce w słońcu i oddaliśmy się kontemplowaniu natury. Stuprocentowy reset i niezapomniane wrażenia wizualne! Po to właśnie chodzimy w góry.

George również po trudach wejścia ułożył się wygodnie i na swój sposób podziwiał krajobraz.

Widoki ze szczytu cudowne, rozległe i niepowtarzalne. Dodatkowo sprzyjająca pogoda, bo rzadko się zdarza aby na Babiej posiedzieć bez wiatru i mgły. Ile razy jechaliśmy np. w stronę Zakopanego to widzieliśmy wierzchołek Babiej Góry spowity mgłą mimo tego, że wokół niebieskie niebo. Tym razem jednak „Królowa” okazała się dla nas bardzo łaskawa. Dzięki temu mamy to! Kolejny szczyt w naszej beaglovej koronie. Ogólnie rzecz ujmując szlak był bardzo wygodny, w dolnej części trochę błota ale po tych ulewach to normalne.

Jak wiadomo apetyt rośnie w miarę jedzenia i nie mieliśmy najmniejszego zamiaru wracać ta sama trasą. Po co? Skoro można inaczej. Granicznym szlakiem zielonym powędrowaliśmy w kierunku przełęczy Brona. Jak wspomniałam na początku w Babiogórskim Parku Narodowym obowiązuje zakaz wprowadzania psów, natomiast szlak z Babiej Góry w kierunku Przełęczy Brona i dalej na Mała Babia górę biegnie granica polsko- słowacką więc mogliśmy legalnie się tam poruszać. Zejście było dość szybkie i troszkę strome. Wygodnie ułożony chodnik i piękne widoki sprawiły, że była to jednak sama przyjemność. Nie wiedzieć kiedy znaleźliśmy się na przełęczy skąd czekało nas jeszcze jedno, ostatnie podejście na Małą Babią Górę. Z dołu nie wyglądało zachęcająco, a dodatkowo po całym dniu marszu siły trochę opadły ale pokonaliśmy je szybko i sprawnie. Jak widać „nie taki diabeł straszny jak go malują”. Na górze czekała nagroda w postaci przepięknego widoku na Królową Beskidów. Z tej perspektywy mogliśmy zobaczyć jej groźne północne oblicze, ze stromymi skalistymi stokami opadającymi w kierunku Zawoi.

W dalszą drogę ruszyliśmy czerwonym szlakiem i po 2,25 h powinniśmy być na dole. Zejście rozpoczęło się bardzo przyjemnie. Zielonymi halami zeszliśmy do lasu. Po pewnym czasie ścieżka dotarła do leśnej drogi, a my ucieszyliśmy się, że będziemy mieć stabilny grunt pod nogami. Pomyliliśmy się bardzo. Czerwone znaki odbiły z wygodnej drogi w lewo i od tego momentu zaczęła się katorga. Szlak na całej szerokości rozjeżdżony był ciężkim sprzętem służącym do ścinki drzew, a wcześniejsze deszcze sprawiły ze wszystko zamieniło się w błotne bagno. Wejście w „to coś” groziło ugrzęźnięciem po kolana i zostawieniem butów w błocie. Nawet George przestało się to podobać choć błotko uwielbia.

Aby zejść w dół przedzieraliśmy się między drzewami często daleko od szlaku. Trwało to w nieskończoność. Jeżeli zazwyczaj nie lubimy ubitych dróg na szlakach tak tym razem pojawiający się w oddali szuter był jak zbawienie. Ostatnie 2 km pokonaliśmy asfaltową drogą i wcale nam to nie przeszkadzało. Po prawie 8 h wędrówki dotarliśmy do punktu wyjścia.

Marzył nam się ciepły wyprażany syr albo haluszki ale niestety kuchnia w restauracji już była zamknięta.

Jeżeli chcecie wspiąć się na Babią Górę bez tłumów turystów, ciasnych parkingów ale w towarzystwie przepięknych widoków szczerze polecamy żółty szlak ze Slanej Vody na Słowacji. Nie będziecie żałować.

PRAKTYCZNIE:

  • dojazd z Krakowa do Slanej Vody przez przejście graniczne w Korbielowie, czas około 2h
  • start wędrówki Slana Voda, parking na terenie Chata Slana Voda lub wzdłuż drogi ( bezpłatny, niewielki)
  • szlaki: Slana Voda- Babia Góra ( żółty, 3,25 h); Babia Góra- Przełęcz Brona ( niebieski, zielony, czerwony, 0,50 h); Przełęcz Brona – Mała Babia Góra ( niebieski, zielony, 0,30 h); Mała Babia Góra- Slana Voda ( czerwony, 2,30h)
  • całkowity czas wycieczki 7:55:26, dystans 21,81, wznios 1093 m

Loading

Please follow and like us: