Catinaccio – w różanym ogrodzie
Jak się okazało w Dolomity zajrzeliśmy po raz piąty. Dokładnie 5 lat temu byliśmy tam pierwszy raz i jak już wspominałam, tak nas zauroczyły, że co roku przynajmniej cześć wakacji spędzamy w tym paśmie. Szlaków jest tu tyle, że życia nie wystarczy aby je wszystkie przejść. Nasze pobyty staramy się urozmaicać odwiedzając za każdym razem inną dolomitową grupę ponieważ pomimo tego, że stanowią całość to każda ich część jest inna i jedyna w swoim rodzaju. Dzisiaj pokaże Wam szlak do schroniska Principe w grupie Catinaccio (niem. Rosengarten), który jest bardzo zróżnicowany zarówno krajobrazowo jak i pod względem terenu w którym przebywamy. W skrócie: mamy tam wysokogórską kolejkę, piękne zielone hale na których można rozłożyć leżak, wystawić twarz do słońca i podziwiać olbrzymie dolomitowe ściany. Nie brakuje krętych ścieżek prowadzących do wysokogórskich schronisk i na koniec finisz przy schronisku Principe położonym na skalnej półce w prawdziwie surowym i lekko posępnym krajobrazie.
Już tradycyjnie na samym początku napiszę kilka słów o miejscu w którym dzisiaj będziemy wędrować. Grupa Catinaccio należy do najbardziej popularnych regionów w Dolomitach jednak gęsta sieć szlaków turystycznych powoduje, że nie jest tam jakoś bardzo tłoczno. Krajobraz Catinaccio jest bardzo urozmaicony, a stosunkowo łatwe szlaki pozwalają dotrzeć do spektakularnych i bardzo widokowych miejsc. Opisywana dzisiaj trasa czyli wycieczka do schronisk: Gardeccia, Vajolet i Principe znajduje się w środkowej części grupy i w dużej mierze biegnie przez dolinę Vajolet, największą w tej części Dolomitów.
Do Ciampedie czyli widokowego wzgórza gdzie znajdują się górne stacje wyciągów i kolejki linowej oraz zaczyna się główna część wędrowania możemy dotrzeć na wiele sposobów. Chcąc dostosować się do pogody, która podczas tego wyjazdu była dość kapryśna udaliśmy się do Vigo di Fassa skąd korzystajac z dużej 100-osobowej kolejki linowej wyjechaliśmy na Ciampedie (1997 m npm). W okresie obostrzeń pandemicznych w wagonie podróżowało 50 osób, co było bardzo komfortowe, zwłaszcza dla naszego George. Oprócz nas w kolejce znajdowały się jeszcze cztery inne psiaki. Wysiadając z wagonu od razu mogliśmy nacieszyć oczy widokami.
Ciampedie jest znaczącym węzłem szlaków turystycznych. Z tego miejsca można udać się między innymi na halę Gardeccia, która była pierwszym naszym celem i która zajmuje środkową cześć doliny Vajolet. Z górnej stacji kolejki skierowaliśmy się lekko w dół obierając szlak nr 540, przeszliśmy obok schroniska Negritella i na pierwszym rozdrożu skręciliśmy w prawo.
Idąc właściwe bez przewyższeń, trochę lasem, trochę otwartym terenem zerkaliśmy z zaciekawieniem na strzeliste dolomitowe ściany. George natomiast zajęty był pochłanianiem wszelkich istniejących zapachów. Hala Gardeccia uznawana jest za jedną z najpiękniejszych hal w Dolomitach. I rzeczywiście pod wzgledem widokowym raczej się z tym zgodzę. Soczyście zielone trawy i drzewa otoczone są znajdującymi się dość blisko masywnymi szczytami i koronkowymi iglicami. Górskiego charakteru dodają białe jęzory piargów spływające z otaczających halę wierzchołków.
Można się tutaj zrelaksować i wziąć głęboki oddech pod warunkiem, że będziemy wcześnie rano lub późnym popołudniem. Miejsce jest bardzo popularne wśród turystów i niestety w sezonie panuje tutaj niezły gwar, co prawda do tłoku panującego na Krupówkach jeszcze dużo brakuje ale jednak trochę czuć „odpustowy” klimat. Zatrzymaliśmy się na chwilę, ponieważ trudno było odmówić sobie spojrzenia na widniejący przed nami kocioł Vajolet i postrzępioną ścianę Catinaccio ( 2981 m npm ) jednego z najwybitniejszych szczytów grupy. Ignacy „strzelił” kilka fotek i ścieżką oznaczoną numerem 546 ruszyliśmy dalej do schroniska Vajolet.
Ten etap wycieczki miał już bardziej wysokogórski charakter nadal jednak była to łatwa wędrówka. Gruntowa droga lekko wznosiła się pośród dużych bloków skalnych i olbrzymich rumowisk. Las pozostał w tyle, a wokół nas jak grzyby po deszczu wyrastały pionowe, potężne ściany i strzeliste iglice.
Droga zakosami wyprowadziła nas na rygiel, skalną półkę, na której usytuowane jest Schronisko Vajolet (2243 m npm). Podejście z hali Gardeccia zajęło około 1 h. Najbardziej stromy fragment napotkaliśmy tuż przed samym schroniskiem. Uwaga wskazana zwłaszcza przy zejściu ponieważ pod nogami mieliśmy dużo drobnych i luźnych kamyczków. Przy schronisku było dość sporo turystów ale spokojnie znaleźliśmy dla siebie dogodne miejsce aby chwilę odpocząć w cudownych okolicznościach przyrody. W podziwianiu widoków towarzyszył nam AperolSpritz:).
Znaleźliśmy jeszcze chwilę czasu aby podejść na skraj skalnej wychodni i z góry popatrzeć na przebyta drogę. Samo schronisko Vajolet jest największym schroniskiem w grupie Catinaccio, cieszy się również ogromną popularnością ze względu na swoje centralne położenie. A jak centralne położenie to i masa możliwości na kontynuowanie dalszej wędrówki. Najpopularniejszy kierunek (co było widać po turystach pnących się w górę) to chyba Kocioł Gartl z widokiem na charakterystyczne Torri del Vajolet.
Z kotłem Gartl czyli niezwykłym „ Różanym Ogrodem” związana jest średniowieczna, smutna saga. Otóż, w dawnych czasach, kiedy cała Ziemia była bajkowo piękna, w tym miejscu panował Król Laurin. Miał córkę imieniem Ladina. Wokół wejścia do swojego kryształowego pałacu, założyli różany ogród, w którym kwiaty kwitły przez cały rok. Pewnego razu, przed różanym ogrodem zatrzymał się książę Latemar. Zobaczył Ladinę, zakochał się i porwał królewską córkę. Król Laurin wiedział, że Latemar zatrzymał się przed jego ogrodem, uwiedziony pięknem i zapachem kwiatów. Zrozpaczony król rzucił klątwę na swoje róże – aby nigdy już, ani we dnie ani w nocy, nie zakwitły. Zapomniał jednak o wschodzie i zachodzie słońca. I tak, właśnie na styku nocy i dnia, przez kilka chwil, róże z ogrodu Laurina zakwitają w skałach Dolomitów i barwią je niezwykłą paletą odcieni.
My tym razem wybraliśmy mniej uczęszczany szlak nr 584 i udaliśmy się w stronę Passo Principe i schroniska o tej samej nazwie. Opuszczając schronisko Vajolet znaleźliśmy się w zupełnie innym świecie. Świecie skalnych rumowisk, olbrzymich ścian, jeszcze większych piargów i nieziemskich krajobrazów. Jak dla mnie to zupełnie inna planeta! Piękna, a jednocześnie trochę straszna. Co by nie mówić ta mieszanka piękna i grozy przyciąga jak magnes!!!!!
Szczególnie przyciągającą wzrok była potężna bryła szczytu Catinaccio d’Antermoia ( najwyższy szczyt w grupie). Ścieżka prowadząca na przełęcz nie była szczególnie trudna, powiedziałabym nawet, że należała do łatwych. Przewyższenie rozłożone raczej na korzyść wędrujących:), miejscami było dość wąsko i krucho ponieważ jak wiadomo Dolomity to stare góry i mocno erodują co widać właśnie w postaci wszechobecnych drobnych kamieni zalegających na ścieżkach i szlakach. George niczym kozica górska dzielnie pokonywał wszelkie nierówności napotkane na szlaku i z zadowoleniem gnał na przełęcz, no bo tam schronisko, a jak schronisko to żarełko :).
Wspinając się na Passo Principe nieśmiało od czasu do czasu spoglądaliśmy na wierzchołek Catinaccio d’Antermoia i charakterystyczną, ukośną półkę którą została poprowadzona ferrata na szczyt. W planach mamy powrócić tam sami bo tego typu szlak dla psa niekoniecznie jest wskazany:).
W końcu dotarliśmy na wysokość 2599 m npm do uroczego, wciśniętego pod skały schroniska Principe. Wysmagana wiatrem drewniana konstrukcja, zawieszona na wąskiej przełęczy, otoczona ogromnymi ścianami wywarła na nas niesamowite wrażenie!
Niezwykłych doznań dostarczyły również roztaczające się z przełęczy cudowne panoramy. Usiedliśmy na wąskiej ławeczce i wpatrując się w krajobraz wcale nie chcieliśmy stamtąd wracać.
Niestety pogoda nas nie rozpieszczała i wczesnym popołudniem spodziewaliśmy się opadów deszczu wiec bez większego entuzjazmu tą samą drogą ruszyliśmy w drogę powrotną. Deszcz dopadł nas pomiędzy schroniskiem Vajolet a halą Gardeccia. Początkowo drobny, letni a z czasem zamienił się w prawdziwą ulewę, na tyle intensywną, że nie byliśmy w stanie przejść ostatnich kilkuset metrów do górnej stacji kolejki i zatrzymaliśmy się w schronisku Ciampedie położonym niedaleko wagonika.
Przymusowy postój umililiśmy sobie słodkim tiramisu. I tak oto zakończyła się nasza wycieczka po „Różanym ogrodzie”. Piękny, widokowy szlak, którym śmiało możemy wędrować z naszym czworonożnym przyjacielem.
PRAKTYCZNIE:
- grupa Catinaccio leży w zachodniej części Dolomitów
- wycieczkę rozpoczęliśmy w miejscowości Vigo di Fassa, w centrum znajduje się rondo, a na nim znaki kierujące w stronę dolnej stacji kolejki Vigo di Fassa, która wyjeżdża na wzgórze Ciampedie
- parking przy kolejce to 10 € za dzień, kolejka w dwie strony ( wjazd i zjazd) to 20 € od osoby dorosłej, psy podróżują bez opłat, link do strony: https://www.fassa.com/EN/Lifts-opening-times-and-prices/
- kolejka to jeden, duży 100 osobowy wagon
- na Ciampedie można wejść kilkoma szlakami turystycznymi co zajmie jakieś 2-3 h, skorzystać opisanej kolejki lub wyciągu krzesełkowego w miejscowości Pera, są to odkryte krzesełka więc my z psem zdecydowaliśmy się na zamknięty wagon
- po drodze mijamy kilka schronisk więc jest gdzie odpocząć i się posilić
- trasa jest raczej łatwa, trochę kruche podłoże
- szlaki: Ciampedie- Hala Gardeccia ( szlak nr 540, 0,45 h); Hala Gardeccia- Schronisko Vajolet ( szlak nr 546, 1,00 h); Schronisko Vajolet-Passo Principe ( szlak nr 584 1,10h); powrót tą samą drogą w podobnym czasie
- czas:ok 5,45 h, dystans: 18 km, wzrost wysokości: 834 m