Dolina Val Zebru – w objęciach alpejskich kolosów

O dolinie Val di Zebru w internecie wielu informacji nie ma, a szkoda bo to ekstra miejsce na relaksujący spacer ( raptem 20 km) w pięknych okolicznościach alpejskiej przyrody. W Alpach Retyckich i rejonie doliny Val Furva byliśmy w tym roku po raz drugi. Pierwsza nasza wizyt miała miejsce dwa lata temu , w okresie kiedy przez pół roku w naszym domu nie było psa. Realizowaliśmy wtedy ambitne górskie plany min. takie jak podejście do schroniska Casati na wysokości 3269 m npm ,skąd na wyciągnięcie ręki mieliśmy potężne alpejskie lodowce i nieziemskie widoki na Grupę Ortles. Dolina Val Zebru zrobiła na nas ogromne wrażenie ale ciężkie deszczowe chmury zasłoniły głównych aktorów przedstawienia czyli Gran Zebru i Monte Cevedale.

Jednodniowe załamanie pogody uniemożliwiające wyjście w wysokie góry sprawiło, że trafiliśmy do doliny Val Zebru, niestety spacer odbył się w strugach deszczu i bez cienia widoków. W tym roku będąc w Santa Catarina Val Furva postanowiliśmy powtórzyć spacer razem z George. Po dolomitowych podejściach wędrówka bez większych przewyższeń była w sam raz. Niektórzy z nas czekali na taki dzień jak na wybawienie.

Lodowe oblicze grupy Ortles
Alpy Retyckie

Bazą wypadową w dolinie Valfurva był hotel Baita Fiorita (https://www.compagnoni.it ) w miejscowości Santa Catarina Valfurva, która leży u podnóży przełęczy Gavia i aby dostać się do hotelu z Dolomitów musieliśmy przejechać przez tą niezwykłą i piękną przełęcz. Przejazd polecamy wszystkim zmotoryzowanym lubiącym górskie serpentyny i piękne widoki na Alpy. Gavia jest mniej komercyjna i bardziej dzika niż osławiona przełęcz Stelvio , a leży w jej niedalekim sąsiedztwie (https://www.passogavia.it) . Na Gavie dotarliśmy o zmierzchu i oprócz zaparkowanego na noc campera nie było tam nikogo. Cudowne uczucie, kiedy jesteś sam w otoczeniu wysokich gór i każdą cząstką ciała chłoniesz i odczuwasz ich magię. Coś niezwykłego i niepowtarzalnego! Bardzo polecamy.

Podjazd na przełęcz Gavia
Nocleg na Gavii- niestety nie nasz:(
Wszędobylskie i ciekawskie kozice górskie

Wybaczcie to wtrącenie, bo przecież miało być o spacerze w dolinie , ale musiałam wspomnieć o tym fantastycznym miejscu. Wracając do Val Zebru, nasz szlak startował z miejscowości Valfurva a dokładnie z parkingu Fantelle. Dojazd był trochę skomplikowany ale stosując się do wskazówek naszego niezastąpionego „przewodnika” i doradcy z hotelu daliśmy radę. Chcąc trafić na parking należy w Valfurva ( jadąc od Santa Catarina) przed apteką skręcić w prawo i serpentynami piąć się w górę. Apteka jest charakterystycznym punktem ponieważ jest tylko jedna w całym miasteczku i z daleka widać jej migający, zielony szyld. Droga, prowadząca na parking była wąska i bardzo kręta ale to przecież norma w Alpach. Na podjeździe w pewnym momencie pojawiły się znaki informujące o kierunku do Val Zebru, wystarczyło je obserwować i raczej bez kłopotu trafiliśmy na średniej wielkości parking. Na parkingu były może dwa samochody. Takie piękne miejsce i nie ma tłumu, korków, kolejek…… Jakiś dowcip? Ups, nie to nie dowcip, to Alpy!!! W sumie na ławeczce można zostać cały dzień, bo było na co popatrzeć. Z racji tego , że spędzamy wakacje aktywnie , zerknęliśmy na drogowskaz, upewniliśmy się co do numeru szlaku i ścieżką oznakowaną nr 529 ruszyliśmy w drogę.

Jak nam tu dobrze, nigdzie nie idziemy
Drogowskaz na parkingu
Taki widok na Alpy

Początkowo droga wiodła zielonym zboczem a my od samego początku mogliśmy podziwiać potężne alpejskie szczyty , głębokie doliny i swobodnie pasące się konie. Taki sielski i uspokajający krajobraz.

Alpejskie łąki na szlaku nr 529
Sama radość
Pastwisko z widokiem

Po chwili wkroczyliśmy w las i delikatnie zaczęliśmy schodzić w dół aby dostać się na dno doliny. W dolinie spotkaliśmy pierwszych i chyba jedynych tego dnia turystów. Tak jak my spacerowali po Val Zebru z psiakami. Szlak przez dolinę to wygodna szutrowa droga bez większych przewyższeń. Cały czas słyszeliśmy szum dość dużego górskiego potoku. Niesamowite wrażenie robiły ogromne żleby, którymi zapewne po deszczach tony wody spływały do towarzyszącej nam rzeki. Otoczenie doliny Val Zebru było niesamowite. Alepejskie kolosy spoglądały na nas groźnie z góry. Gdzie nie odwróciliśmy wzroku widzieliśmy piękne , strzeliste szczyty sięgające nieba. Val Zebru otoczona jest takimi kolosami jak: Monte Confinale, Cime di Campo czy potężny Gran Zebru. Do tego kontrastujące z surowymi skałami zielone alpejskie łąki, wszystko niczym wyciągnięte z „reklamy Milki”, a my to wszystko widzieliśmy na własne oczy .

Otoczenie Val Zebru
Widok na Val Zebru
Val Zebru

Idąc w górę doliny co jakiś czas mijaliśmy niewielkie gospodarstwa, w których na pierwszy rzut oka czas się zatrzymał. Na parapetach wylegiwały się koty, z kominów leniwie unosił się dym a , miejscowe psiaki radosnym szczekaniem witały się z George. Dla nas takie widoki to sielanka ale zdajemy sobie sprawę jak trudne jest życie wysoko w górach z dala od cywilizacji. Tam nikt „nie wyskoczy” do sklepu bo skończył się cukier. Dojazd do każdej wioski to wyprawa, a podstawa to solidne terenowe auto. W zamian ludzie chyba żyją spokojniej i wolniej. To co przykuło moją uwagę to fakt , że zwierzęta są traktowane jak członkowie rodziny. Wszystkie napotkane psiaki były zadbane i zaopiekowane , a z człowiekiem miały bardzo dobry kontakt.

Malutkie gospodarstwa rozrzucone na alpejskich stokach
Górskie chatki
Górskie gospodarstwo
Górska chata w Val Zebru

I tak cały dzień spędziliśmy wędrując pomiędzy górskimi osadami, przechodząc przez mostki i pokonując niewielkie strumyki.

Przeprawa przez most
Górski potok towarzyszący nam podczas wycieczki
Przeprawa przez potok

Po ponad 2 h dotarliśmy do Ristoro la Baita, położonej na dużej polanie. Gospoda prowadzona jest przez bardzo sympatyczne , starsze małżeństwo. Spotkaliśmy ich już podczas naszej pierwszej wizyty w Val Zebru, kiedy to podczas deszczu pozwolili nam wejść do domu, rozpalili piecyk , a my mogliśmy wysuszyć wszystkie przemoczone ubrania i kupić przepyszne spaghetti. Podczas spotkania w Baicie na własnej skórze doświadczyliśmy, że porozumienie bez słów istnieje. Gospodarze znali tylko język włoski, my z kolei posługiwaliśmy się angielskim ale mimo bariery językowej udało nam się „dogadać”. Przy Baicie spędziliśmy godzinkę popijając kawę, zimne piwko i ciesząc oczy widokami. Jeżeli będziecie w Val Zebru koniecznie zatrzymajcie się w tym miejscu na odpoczynek.

Drogowskazy, tam jest jedzenie:)
Ristoro La Baita
Kolejny mostek na naszej trasie
Baita
Widok na Baitę z innej strony

Jak to się mówi: komu w drogę temu czas, więc ruszyliśmy w górę doliny , a że słońce zaczęło chować się za ciemne chmury, musieliśmy trochę przyspieszyć. Trasa nadal była bardzo przyjemna . Dróżka wiła się po zielonych halach, a George nagle nabrał ochoty na zabawę. Ganiał jak szalony. Jestem pewna, że każdy kto ma psa wie co to „psia głupawka”. Jeżeli nie wiecie to zerknijcie na poniższe foty.

Psia głupawka
Psia głupawka

Idąc wyżej dotarliśmy do położonego na wysokości 2000 m npm schroniska Rifugio Campo.

Rifugio Campo
Rifugio Campo

Po wcześniejszym odpoczynku nie zatrzymywaliśmy się już przy Rifugio Campo i powędrowaliśmy dalej w kierunku Baite del Pastore, kolejnego górskiego gospodarstwa leżącego w dolinie Val Zebru. Po minięciu kilku zabudowań krajobraz nieco się zmieniał. Stawał się bardziej surowy i nieprzystępny. Zniknęły zielone hale , a w ich miejscu pojawiły się kamieniste piargi.

Górska taksówka
Coraz bardziej surowy alpejski krajobraz
Coraz bardziej surowy alpejski krajobraz

Pogoda również się zmieniała i to bardzo szybko. Udało nam się jednak dotrzeć do Baite del Pastore i okazało się , że widoki z tego miejsca są nieziemskie. Dwa lata temu widzieliśmy tam tylko ścianę deszczu. Co prawda w tym roku również mieliśmy do czynienia z tym jakże cudnym i pożądanym zjawiskiem, jakim jest deszcz , zwłaszcza w górach ale to co zdążyliśmy zobaczyć……. Spójrzcie sami!

Widoki z okolicy Baita del Pastore
Widoki z okolicy Baita del Pastore
Baita del Pastore

Kłębiące się ciemne chmury szybko nas przegoniły, wracaliśmy tą samą drogą, a rzęsisty deszcz sprawił, że tempo powrotu było zadziwiające. Nie wiedzieliśmy , że mamy taką kondycję. Do samochodu wróciliśmy przemoczeni i przemarznięci. Temperatura spadła do około 8 stopni , a na górskich szczytach nawet trochę pobielało. I takie to jest lato w Alpach. Jedyne w swoim rodzaju .

Powrót w deszczu
Powrót w deszczu

PRAKTYCZNIE:

  • start szlaku z miejscowości Valfurva, parking Fantelle (opis dojazdu na parking w relacji), parking bezpłatny
  • podczas dojazdu i poruszaniu się w Alpach trzeba mieć świadomość, że boczne drogi często są bardzo wąskie i bardzo strome
  • długość trasy to około 20 km w dwie strony, czas 5-6 h (w zależności od tego ile czasu spędzimy na podziwianiu krajobrazu, a możemy poświęcić go dużo ), wznios 660m
  • podczas wycieczki korzystaliśmy z mapy Ortler/Ortles Cevedale wydawnictwa Kompass
  • w lecie najlepiej wychodzić w góry wcześnie rano, ponieważ popołudniem zazwyczaj mamy do czynienia z deszczem i burzami ( typowe lato w górach)


Loading

Please follow and like us: