Lago di Sorapis- turkus i jesienne słońce
Jak wspominaliśmy poprzednio jesień w Dolomitach jest niesamowita. Same góry są oszałamiające o każdej porze roku ale jesień ma jedną przewagę, brak tłumów na szlakach. Sytuacja ta pozwala udać się w miejsca, które w sezonie są potwornie zatłoczone, rzecz jasna ze względu na swoje niesamowite walory krajobrazowe. Jednym z takich miejsc jest Lago di Sorapiss- turkusowe, wysokogórskie jezioro otoczone potężnymi pionowymi ścianami. Wędrując z psem nie chciałabym iść tam latem ze względu na kilka bardzo wąskich półek zawieszonych nad przepaściami które trzeba pokonać, a mijanie się tam w tłumie nie jest dobrym pomysłem. Zupełnie inaczej wyglądała sprawa w październiku kiedy to na szlaku byliśmy prawie sami.
Lago di Sorapiss to niesamowicie turkusowe i bardzo, bardzo popularne jezioro położone w Dolomitach, w prowincji Belluno, około 15 km od Cortina d’ Ampezzo. Jezioro leży na wysokości 1925 m npm i prowadzi do niego kilka szlaków turystycznych o zróżnicowanym stopniu trudności. Najłatwiejszy to szlak nr 215 i o tym właśnie będzie tu mowa.
Punkt startowy szlaku nr 215 to przełęcz Passo Tre Croci (na język polski to Przełęcz Trzech Krzyży). Przełęcz położona jest na wysokości 1805 m, w rejonie Ampezzano, między Monte Cristallo na pólnocy, a Sorapiss na południu. Na Przełęczy znajduje się dość spory szutrowy parking (w październiku prawie pusty). Zupełnie inaczej wygląda sytuacja w sezonie. Kilkakrotnie przejeżdżaliśmy trasą pomiędzy Cortiną a Misuriną i przełęcz Tre Croci była niesamowicie zakorkowana. Chcąc więc znaleźć tam miejsce parkingowe latem wskazane jest przybycie bladym świtem. Pierwsze drogowskazy znajdują się tuż przy parkingu, więc zgodnie z oznaczeniami skierowaliśmy się w prawo i wzdłuż głównej drogi zeszliśmy nieco w dół w kierunku Misuriny. W pewnym momencie pojawiła się kolejna tablica kierująca nas w stronę szutrowej drogi biegnącej przez pastwisko. Pierwszy etap wędrówki to przyjemny i mało wymagający spacer przez rozległe łąki i las.
Dosyć szeroka droga wiła się pomiędzy gdzieniegdzie porozrzucanymi głazami , a wprawne oko pomiędzy drzewami mogło dostrzec pozostałości po bunkrach i innych wojennych fortyfikacjach. My te budowle zobaczyliśmy dopiero wracając na parking. Droga delikatnie pięła się w górę by po chwili opaść w dół i tak w kółko. Póki co widoki były marne , jedynie gdzieś daleko w tle przebijały się fragmenty skalnych ścian. Co do oznakowania to było ono średnio widoczne ale trzymając się drogi nie powinniśmy mieć kłopotów orientacyjnych. Jedyne miejsce , które nas zmyliło to odbicie ścieżki delikatnie w lewo i w dół przy dosyć dużym umocnieniu wojennym. Z czasem droga coraz bardziej się zwężała, aż stała się meandrującą i pnącą się już dosyć ostro w górę ścieżką. Po około 4 km skończyło się przyjemne dreptanie i zaczęło konkretne zdobywanie wysokości . Co za tym idzie w parze, pojawiały się również pierwsze spektakularne widoki.
Idąc do Lago di Sorapis trzeba wziąć pod uwagę, że ten bardziej już górski fragment przecina górskie strumienie, czasem przebiega tuż obok niewielkich „wodospadów” a więc bywa na nim momentami mokro i ślisko. Nie pisze tego po to aby kogokolwiek zniechęcić do wędrówki ale wyłącznie po to aby przekazać jak najbardziej rzetelne i przydatne informacje. Wychodząc z lasu zorientowaliśmy się jak wysoko jesteśmy:). Ścieżka, którą wędrowaliśmy zawieszona była ponad rozległą doliną , otoczoną potężnymi masywami.
W tym miejscu rozpoczynał się najbardziej emocjonujący odcinek trasy. Według moich obliczeń miał on około kilometra czyli relatywnie niedużo, natomiast wymagał on pełnego skupienia, uwagi i koncentracji. Ścieżka momentami była bardzo wąska. Dodatkowo pokonaliśmy kilka eksponowanych lecz niedługich i ubezpieczonych odcinków. Najbardziej spektakularne miejsce to przejęcie wąską półką nad konkretną przepaścią, oczywiście są tam również sztuczne ułatwienia w postaci stalowych linek ale osobom wrażliwym i z lękiem wysokości może zakręcić się w głowie. Tego fragmentu baliśmy się najbardziej i tak jak wspomniałam na samym początku nie wyobrażam sobie iść tam z psem w szczycie sezonu kiedy to musimy mijać się z masą innych turystów. Na zdjęciach ten właśnie fragment więc oceńcie go sami.
Na trasie napotkamy również kilka metalowych kratownic – takich metalowych schodków/platform ułatwiających podejścia. Nie ma tego bardzo dużo ale mimo wszystko takie cuda się znajdują. Piszę o tym wszystkim głownie ze względu na nas czyli turystów z psami ponieważ to właśnie dla psa te miejsca mogą być najbardziej stresujące . Dodając to tego ekspozycję i mało miejsca może zrobić się niebezpiecznie. Nie mniej jednak widoki powalały na kolana co tylko zaostrzało apetyt na dalszą wędrówkę.
Po akrobacjach na schodkach przestrzeń ponownie się zamknęła, a przepaść została za plecami. Ścieżka znów stała się przyjemnym leśnym duktem. Jedyny mankament to sporo głazów, kamieni i korzeni. Przyznam, że ten etap dłużył się niesamowicie. Emocje opadły, a jeziora jak nie było tak nie ma.
W końcu dostrzegliśmy niewielki budynek schroniska Vandeli co zwiastowało, że cel był w zasięgu ręki. Po około 2 godzinach marszu dotarliśmy nad brzeg Lago di Sorapis. I co? Wszystko zgadzało się z tym co widzieliśmy na zdjęciach przed naszym wyjazdem. Niesamowicie turkusowy kolor wody to rzeczywiście nieprawdopodobne dzieło natury! Dodatkowo całe otoczenia jeziora zrobiło na nas niesamowite wrażenie. Bardzo charakterystyczny, potężny i majestatyczny szczyt Dito di Dio (Palec Boga) wznoszący się nad lustrem wody tworzył z Lago di Sorapis duet idealny!!!! W sumie lepiej spojrzeć na zdjęcia ponieważ słowami bardzo trudno opisać te widoki. Ułożyliśmy się wygodnie i moglibyśmy spędzić tam cały dzień gapiąc się na postrzępione turnie i przepiękne kolory wody i nieba.
Z takich ciekawostek : w październiku poziom wody z reguły jest niższy i turkus mniej intensywny niż np. czerwcu, co za tym idzie letnie widoki będą jeszcze piękniejsze ale za to w październiku pogoda jest bardziej stabilna:). Na parking wróciliśmy tym samym szlakiem ale jak to zwykle bywa popołudniowe słońce nadało innej barwy mijanym już wcześniej krajobrazom.
I tak zawędrowaliśmy do bardzo popularnego miejsca. Wcale się teraz nie dziwię, że podążają tam tłumy turystów bo miejsce jest spektakularne. Jednak wędrując z psem naszym skromnym zdaniem lepiej wybrać się tam poza sezonem.
PRAKTYCZNIE:
- start szlaku z przełęczy Passo Tre Croci
- nr szlaku 215
- na przełęczy dostępny bezpłatny parking mający jednak swoją pojemność, wskazane pojawienie się wcześnie rano ( w sezonie wakacyjnym); jesienią raczej nie ma kłopotu ze znalezieniem miejsca
- na szlaku jeden eksponowany, wąski odcinek; pomogą nam jednak stalowe linki
- na szlaku kilka ażurowych (metalowych) schodów
- przy Lago di Sorapis znajduje się schronisko Vandeli; początkiem października było już nieczynne
- czas: 4,30 h ( bez odpoczynku nad jeziorem); dystans 14 km ( w dwie strony); wznios 530 m
- szlak jest bardzo popularny i latem bywa zatoczony