Przehyba-z widokami na Pieniny
Na Przehybie byliśmy kilka razy i każdorazowy wypad to wędrówka innym szlakiem. Tak, tak mamy ich tam dużo więc było w czym wybierać. Nigdy jednak nie wychodziliśmy na Przehybę ze Szczawnicy, bo będąc w tamtej okolicy zwykle jechaliśmy w Pieniny. No bo komu Krościenko czy właśnie Szczawnica nie kojarzą się z Trzema Koronami, Sokolicą , spływem Dunajca czy ewentualnie Wysoką? Mało kto zapuszcza się ze Szczawnicy w lasy Beskidu Sądeckiego, a szlaków prowadzących w tamtych kierunkach jest dość dużo. Tak to czasem jest , że dane miejsce otrzymuje „łatkę” i kojarzy się z jednym, konkretnym pasmem czy górą, a co za tym idzie często te popularne bez wątpienia piękne szlaki są dość zatłoczone. My tymczasem szukając spokoju i nie ukrywam „wyrypy”, ze stolicy Pienin wybraliśmy się na całodniową , wycieczkę na Dzwonkówkę i Przehybę. Było długo, czasami dość męcząco ale widoki na szlaku zrobiły swoje.
Był plan na wycieczkę w góry, był plan na długą , całodniową wycieczkę w góry:) i idąc zgodnie z tym planem wylądowaliśmy w Szczawnicy nie mając zupełnie zamiaru wędrować po Pieninach , a przewrotnie po Beskidzie Sądeckim. Jeżeli koniecznie chcecie wybrać się w Pieniny z psem szczerze polecam wycieczkę na Wysoki Wierch (http://www.szlakiemitropem.com/wysoki-wierch-nietuzinkowe-miejsce-w-pieninach/#more-2910 ). Wracając do naszej trasy potrzebowaliśmy konkretnego resetu i porządnego zmęczenia dlatego zależało nam na dość długim dystansie i doszliśmy do wniosku, że nigdy nie byliśmy na Przehybie od południowej strony. Mapa wyrysowała piękną pętlę więc nie było nad czym się zastanawiać. Na tej ambitnej trasie dołączył do nas długodystansowiec Lupo, wilczak, z którym trochę ścieżek już przedeptaliśmy więc wycieczka zapowiadała się zacnie.
Niedziela, wczesne godziny ranne , a my spotkaliśmy się na parkingu przy hotelu Budowlani w Szczawnicy, skąd żółtym szlakiem pełni energii i zadowolenia ruszyliśmy w kierunku Schroniska pod Bereśnikiem. Pomimo , że wąska asfaltowa dróżka kusi aby podjechać wyżej, nie polecam. Naprawdę nie ma gdzie zostawić samochodu, a podejście tych kilku metrów w górę można potraktować jak rozgrzewkę przed całodniową wędrówką.
Asfalt szybko się skończył, a my skręcając dość ostro w lewo znaleźliśmy się w lesie. Już na tym etapie mogliśmy spoglądać na pierwsze widoki, co prawda były to narazie zabudowania Szczawnicy ale już nieśmiało gdzieś tam pojawiały się pierwsze górki. Szlak w lesie odrobinę złagodniał, a z pierwszej napotkanej polany dojrzeliśmy Trzy Korony, najbardziej znany i chyba również najbardziej oblegany pieniński szczyt. Ze szlaku na Bereśnik Trzy Korony widziane były z zupełnie innej perspektywy niż powszechnie znany nam pocztówkowy profil, a wijący się dołem Dunajec dopełnił całość dzięki czemu mieliśmy pierwszą tego dnia ucztę, tym razem dla oczu i ducha.
Powiem w tajemnicy , że na tym się nie skończyło. Kilka kroków w górę i na horyzoncie pojawiły się szczyty Tatr. Tuż przed schroniskiem z ogromnego pastwiska „puściła nam oko” Wysoka, leżąca w paśmie Małych Pienin. Jak widać, krajobrazy obecne były od samego początku i po niecałej godzinie drogi do schroniska pod Bereśnikiem widzieliśmy już sporo.
Bacówka PTTK pod Bereśnikiem położona jest na wysokości 843 m npm i może być celem samym w sobie, ponieważ od Szczawnicy dzieli ją zaledwie godzina spaceru , a panoramy, które oferuje jej otoczenie mogą powalić z nóg. Tatry, Pieniny i Szczawnica w jednym kadrze!
Cóż, nie mogliśmy odmówić sobie śniadania w tych okolicznościach przyrody. Po chwilowej , no dobrze, trochę dłuższej przerwie ruszyliśmy w kierunku Dzwonkówki.
Szlak w większości wiódł przez las więc szło się przyjemnie i jak to bywa w Beskidzie Sądeckim ścieżka raz się wznosiła , raz opadała i tak w na zmianę. W drodze minęliśmy kilka polan z których dostrzec mogliśmy charakterystyczny masyw Radziejowej czy wierzchołek Przehyby. W tym momencie dotarło do nas ile jeszcze kilometrów przed nami. Dodatkową atrakcją ( dla psów) były kałuże pozostałe po nocnej ulewie. A , że zarówno George jak i Lupo uwielbiają błotne spa to możecie sobie wyobrazić co się działo. Ostatnie ostrzejsze podejście i po około 1,30 h stanęliśmy na Dzwonkówce.
Masyw Dzwonkówki ma postać krótkiego, wyrównanego i w większości zalesionego grzbietu, w którym znajduje się kilka mało wybitnych wierzchołków: 967 m, 982 m, 982 m i około 980 m (w kierunku od zachodu na wschód). Nazwa Dzwonkówka związana jest z dawnym pasterstwem, wszak owce czy krowy nosiły na szyi dzwonki. Dzisiaj wierzchołek jest porośnięty lasem i po dawnych polanach praktycznie nic nie pozostało. Pod szczytem Dzwonkówki w miejscu dzisiaj zwanym Wisielcami chowano podobno samobójców, chowano ich bez krzyża, znacząc jedynie granice pochówków trzema kopcami kamieni. Jak widać każde miejsce ma swoje tajemnice. Dalszą drogę kontynuowaliśmy czerwonym szlakiem w stronę Przehyby. Dość ostre zejście sprowadziło nas na Przełęcz Przysłop.
Na przełęczy znajdują się gospodarstwa i domy. To również kolejne miejsce na szlaku skąd mogliśmy cieszyć oczy widokami na Pieniny.
Od przełęczy zaczęła się bardziej wymagająca część naszej trasy. Podejścia były dłuższe i bardziej strome.
Mogliśmy sprawdzić w jakim stanie jest nasza kondycja i powiem szczerze że nie mieliśmy się czym pochwalić. Psy pobiły nas na głowę jeżeli chodzi o wytrzymałość i tempo wędrówki. Wstyd! Idąc w kierunku Skałek oprócz panoram na południe, otworzyły się również widoki na północ, na rejon Łącka i Jazowska. Udało nam się nawet zlokalizować Koziarza z wieżą widokową na szczycie. Gdzieś po drodze zrobiliśmy sobie krótki odpoczynek, za chwilę gadaliśmy o swoich górskich planach , o naszych psach i milionach innych rzeczy. Co rusz zza drzew wyłaniał się wierzchołek Przehyby z charakterystycznym przekaźnikiem telewizyjnym. Niby był blisko ale jakoś ciagle nie mogliśmy tam dotrzeć.
Ogólnie można powiedzieć , że szlak był wygodny ale do najłatwiejszych nie należał. Im jednak bliżej celu tym mniej było podejść i droga raczej się wypłaszczała. Niedyskutowalny plus trasy- ludzi jak na lekarstwo! Do czasu oczywiście, ponieważ zagęszczający się tłum zwiastował zbliżanie się do celu.
I rzeczywiście szczyt , a właściwie ogromna polana na Przehybie opanowana była przez spragnionych kontaktu z naturą ludzi. Na szczęście jest tam na tyle miejsca, że można przycupnąć w ustronnym kącie. Tak też uczyniliśmy i zabraliśmy się za obiad! Cieszyliśmy się jak dzieci rozpalając ognisko ( w miejscu, rzecz jasna gdzie można to zrobić) i przygotowując sobie pachnącą kiełbaskę.
Wróciły wspomnienia, wróciły smaki dzieciństwa , a nam niczego więcej do szczęścia nie było trzeba. Przyroda, widoki, uczta kulinarna, psy i świetne towarzystwo. Niby niewiele a jednak! Wylegiwalibyśmy się pewnie do wieczora ale przegoniły nas zbierające się ciemne chmury.
Prognozy pogody nie zapowiadały opadów ale patrząc na niebo jakoś przestaliśmy w nie wierzyć. Zebraliśmy się i ruszyliśmy w drogę powrotną obierając tym razem niebieski szlak do Szczawnicy. Minęliśmy schronisko i ruszyliśmy w dół. Kilka kroków i zaczęło padać. Nieeeee! Zaczęło lać jak z cebra! Nie był to ciepły majowy deszczyk, a raczej oberwanie chmury. No ale cóż zrobić, trzeba było iść.
I tak szliśmy zrezygnowani do chwili aż ktoś z nas nie obejrzał się za siebie…..i dał znać pozostałym. „Opadły nam szczęki” i uwierzcie nikt nie zajmował się zbieraniem zębów ale z otwartymi z zachwytu ustami obserwował nieziemskie, oszałamiające zjawisko- piękną , olbrzymią tęczę!!! A nawet dwie. Cuuudo, cudo, cudo. To prawda, że po burzy zawsze wychodzi słońce ale żeby jeszcze taka tęcza? Coś niezwykłego.
Byliśmy tak usatysfakcjonowani, że brakuje słów aby to opisać. Ten widok „zrobił” nam cały dzień. Nie przeszkadzał już deszcz czy mokre ubrania i buty. Zadowoleni, schodziliśmy w dół. Większość trasy to szutrowa droga, gdzieniegdzie węższa ścieżka. Pojawiały się jeszcze widoki, głównie na Trzy Korony.
Aby dotrzeć do parkingu podreptaliśmy trochę asfaltem mijając wysoko położone szczawnickie osiedla, a na sam koniec przecięliśmy miejski park.
Cóż, dzień zaliczyliśmy do bardzo udanych. Udanych pod wzgledem trasy, widoków i zmęczenia, którego od tego szlaku oczekiwaliśmy. Bardzo polecam jeżeli chcecie wybrać się na całodniową wycieczkę po Beskidzie Sądeckim, bo tak jak pisałam na wstępie, Krościenko i Szczawnica to nie tylko Pieniny i czasem warto zerknąć w ciut innym, mniej oczywistym kierunku.
PRAKTYCZNIE:
- start naszej wycieczki to Szczawnica
- parking z którego skorzystaliśmy znajdował się przy Hotelu SPA Budowlani na ul. Zdrojowej 27; jest to teren hotelu ale jeżeli są wolne miejsca można zaparkować; opłata 5 zł za dzień
- w drodze mijamy dwa schroniska: PTTK pod Bereśnikiem i PTTK na Przehybie
- przebieg trasy: trochę lasu; w pobliżu Przehyby trochę otwartego terenu; podczas powrotu znajdzie się asfaltowa droga prowadząca przez zabudowania Szczawnicy; przejdziemy także przez miejski park
- szlaki: Szczawnica- Schronisko pod Bereśnikiem ( żółty, ok. 1h) ; Schronisko pod Bereśnikiem- Dzwonkówka ( żółty, 1,45h); Dzwonkówka -Przehyba ( czerwony, 2,30 h); Przehyba- Szczawnica (niebieski, 3h)
- czas: 7,15 h; dystans 24 km; wzrost wysokości: 991 m