Tatry Wysokie- spacer do Zbójnickiej Chaty
Ach te nasze piękne Tatry. Co jakiś czas jak bumerang wracamy w te cudne góry. Mają w sobie jakiś magnes i nie można się im oprzeć. Tatry są przepiękne ale przyznam , że w pełni sezonu turystycznego omijamy je szerokim łukiem . Ich urok przyciąga nie tylko nas więc tłumy w lecie są niemiłosierne. Co innego jesień. Robi się wtedy pusto i pojawiają się żółto-rudo-brązowe barwy. Można spokojnie przemierzać szlaki, cieszyć oczy jesiennymi kolorami i pooddychać rześkim powietrzem. Dla nas pora na Tatry to właśnie piękna złota polska jesień, co prawda Tatry Słowackie, bo u nas na szlaki z psem wstęp wzbroniony ale przecież natura nie uznaje sztucznych granic i jesień u sąsiadów jest równie urokliwa. No cóż ,nie pozostaje nam nic innego jak zaprosić Was na spacer w jesienne Tatry Wysokie.
Wybierając się w Tatry Słowackie chcieliśmy powędrować jakimś mniej popularnym szlakiem niż np. droga do Zelenego Plesa ( http://www.szlakiemitropem.com/cztery-pory-roku-nad-zielonym-stawem-kiezmarskim/#more-1615 ), która w ostatnim czasie jest mocno oblegana, co widać po ilości samochodów zaparkowanych w okolicy parkingu Biela Voda. Tym razem padło na Zbójnicką Chatę i spacer przepiękną doliną Staroleśną. Prognozy pogody były „takie sobie” ale mieliśmy przeczucie, że będzie dobrze. Nie pomyliliśmy się! Było wyśmienicie i zjawiskowo. Dolina Staroleśna należy do największych tatrzańskich dolin, jej słowacka nazwa to Velka Studena Dolina. Dolina Staroleśna w dolnej części jest zalesiona. Łagodnie podchodzi do górnej części, gdzie rozszerza się i układa tarasowo progami, rozgałęziając się w szereg kotlin i mniejszych dolin, podchodząc pod główną grań Tatr. W dolinie znajduje się 27 stałych Staroleśnych Stawów i kilka okresowych stawków. Największy z nich to położony na wysokości 2057 m, pod ścianami Rówienkowej Turni Zmarzły Staw Staroleśny.
Wycieczkę rozpoczęliśmy w Starym Smokowcu. Podjeżdżając na parkingi przy dolnej stacji kolejki na Hrebienok ogarnęło nas przerażenie: brak wolnych miejsc, masa ludzi idących całą szerokością ulicy i istny harmider. Trochę odechciało nam się wychodzenia gdziekolwiek. Ale skoro już byliśmy na miejscu…… wjechaliśmy na podziemny parking, zabraliśmy psa , plecaki i w drogę. A, jeszcze chwilka na szybką, pyszną kawę i teraz mogliśmy już iść. Ze Starego Smokovca na Hrebienok można wyjechać kolejką , również z psem. Powiem, że przemknęło nam to przez myśl ale patrząc na wagonik pękający w szwach stwierdziliśmy , że jednak lepszą opcją będą własne nogi. Tym bardziej, że według szlakowskazu na Hrebienok zielonym szlakiem mieliśmy tylko 40 minut. Droga na Hrebienok nie należy do najciekawszych. Biegnie pomiędzy torami, którymi wyjeżdża kolejka , a asfaltową drogą dojazdową do hotelu znajdującego się na górze. Podejście potraktowaliśmy jak rozgrzewkę przed właściwą trasą. Podchodząc już pod górną stację wagonika i obracając się za siebie powoli mogliśmy dostrzec widoki na podtatrzańskie doliny. W zimie zdarza się zaobserwować z tego miejsca morze mgieł zalewające Poprad i okolice. Zjawisko bardzo ciekawe i spektakularne.
Wróćmy jednak do samego Hrebienoka (1285 m npm), który jest bardzo popularnym miejscem w Wysokich Tatrach. Jego atrakcyjność związana jest miedzy innymi z bardzo łatwym dostępem ze Starego Smokovca, raptem 7 minut jazdy kolejką naziemną i jesteśmy „pod samiuśkimi Tatrami”, a to z kolei sprawia, że Hrebienok jest bardzo ważnym węzłem szlaków turystycznych. Można stąd udać się między innymi do Śląskiego Domu, na Sławkowski Szczyt, do Zbójnickiej Chaty czy do Chaty Teryego . Jak na „atrakcyjne” miejsca przypada, tłum ludzi był ogromny. Szybko ominęliśmy największą atrakcję czyli 350 kg niedźwiedzia Kubę, który ma zapewniać przybywającym turystom bezpieczny wypoczynek i czerwonym szlakiem ruszyliśmy w kierunku Rozdroża nad Rainerową Chatą.
Wygodną, dość szeroką drogą w ciągu 30 minut dotarliśmy do rozdroża. Podczas marszu mogliśmy nieśmiało zerkać na Łomnicę. Na tym odcinku nie napotkaliśmy żadnych przewyższeń.
Dalszą trasę kontynuowaliśmy zgodnie z niebieskim oznakowaniem. Początkowo szlak prowadził nas przez las, węższą ale niezbyt uciążliwą ścieżką. Podejście było łagodne, a las szybko ustąpił miejsca kosodrzewinie dzięki czemu pojawiły się dość rozległe widoki na południe.
Po lewej stronie wyłoniły się potężne urwiska Sławkowskiego Szczytu. Podchodząc jeszcze wyżej odsloniła się Zimnowodzka Grań, która oddziela Dolinę Staroleśną od Doliny Małej Zimnej Wody. Wędrując spokojnie pomiędzy kosodrzewiną doszliśmy do bardzo przyjemnego miejsca nad górskim potokiem gdzie w pięknych okolicznościach tatrzańskiej przyrody mogliśmy zrobić sobie chwilkę przerwy przed dalszą drogą.
Od tego miejsca teren stawał się bardziej wymagający. Ale spokojnie, nie była to jakaś ekstremalna wspinaczka. Ścieżka była bardziej skalista i szybciej nabierała wysokości, a wiadomo, że podchodzenie pod górę wiąże się z pojawianiem się kolejnych widoków. I dokładnie tak było również w tym przypadku. Im wyżej tym szersze panoramy. Przekroczyliśmy mostek , podeszliśmy troszkę w górę i dokładnie widzieliśmy którędy biegnie szlak. Jakiś czas temu byliśmy w tym miejscu zimą i powiem, że szlak biegł zupełnie inaczej.
To co mogło być niespodzianką podczas wędrówki przez dolinę to niedługi łańcuch, moim zdaniem zamontowany trochę ma „zaś”, ponieważ miejsce w którym wisi nie nastręcza problemów, przynajmniej przy dobrych warunkach.
Po chwili ścieżka opadła trochę w dół, kolejny raz przekroczyła potok i Zbójnickim Grzbietem pięła się w górę. W tym miejscu ,według mojej oceny pokonaliśmy najbardziej stromy odcinek dzisiejszej trasy. Powoli nabieraliśmy wysokości i szerszej perspektywy. Każdy krok niósł za sobą piękniejszą panoramę, a co za tym idzie zmęczenie poszło w odstawkę. I to w górach jest najlepsze! Człowiek nie myśli o zmęczeniu ale koncentruje się na wzdychaniu do otaczającego świata.
Przy skręcie w prawo wydawałoby się , że „ już za momencik, już za chwilę” będziemy przy schronisku, a tu kolejna niespodzianka. To jeszcze nie tu! Trochę widoków do podziwiania jeszcze było więc pokornie wędrowaliśmy dalej ścieżką nad brzegiem Długiego Stawu.
Pokonaliśmy kolejny łańcuch ( przy optymalnych warunkach również zbędny, może się przydać w przypadku oblodzeń). Od tego miejsca schronisko było już w zasięgu wzroku, a prowadząca w jego kierunku ścieżka wyglądała na wygodną. Taką również okazała się w rzeczywistości i tym samym spokojnym tempem dotarliśmy na miejsce.
Schronisko Zbójnicka Chata położone jest na wysokości 1960 m npm i dla mnie na równi z chatą Teryego jest faworytem wśród tatrzańskich schronisk pod względem położenia i otoczenia. Początki schronu sięgają 1910 roku kiedy to węgierski zarząd lasów udostępnił budynek dla turystów. Pierwszym jego użytkownikiem była straż myśliwska. W 1923 roku obiekt przeszedł w ręce Klubu Czechosłowackich Turystów i po remoncie zyskał obecną nazwę. W 1998 roku Chatę strawił pożar ale jak to często bywa dzięki zaangażowaniu wielu ludzi schronisko odbudowano i otwarto ponownie w 2001 roku.
Otoczenie zbójnickiej chaty jest nieziemskie. Strzeliste szczyty, strome ściany i całe mnóstwo stawów.
Ze względu na to, że trasa była dość długa i wiało niemiłosiernie nie wylegiwaliśmy się zbyt długo przy schronisku ale dość szybko ruszyliśmy w drogę powrotną z nadzieją znalezienia bezwietrznego i nasłonecznionego miejsca aby coś przekąsić i napić się gorącej herbaty z niezawodnego termosu.
Taki ciepły zakątek wypatrzyliśmy tuż po zejściu z łańcuchów. Między skałami, w jesiennym słońcu i otoczeniu delikatnie ośnieżonych tatrzańskich szczytów, zwykła buła z żółtym serem smakowała jak danie w restauracji z gwiazdkami Michelin. Osobiście zdecydowanie preferuję i polecam wersję górską. Niechętnie ruszyliśmy w dół.
Droga niby ta sama ale inne oświetlenie sprawiło, że wszystko wokół wyglądało zupełnie inaczej niż rano. Tak to już w górach jest, to samo miejsce , a inna pora roku, inna pora dnia i wszystko wygląda różnie.
Po 2,30 h marszu byliśmy na Hrebienoku i poczuliśmy się trochę tak jak w innym świecie. Pusty szlak ze Zbójnickej Chaty wprowadził nas wprost w tłum turystów łapiących ostatnie promienie słońca. Nie ma co się dziwić bo to może ostatnie dni tej pięknej jesieni.
PRAKTYCZNIE:
- dojazd z Krakowa wszystkim znaną Zakopianką, w Nowym Targu skręcamy na Jurgów ( tam przekraczamy granicę) i dalej w kierunku Starego Smokovca ( droga nr 66 i droga na 537)
- w Starym Smokovcu parkingów jest dość dużo ale te najbliżej Hrebienoka już wczesną porą przy pięknej pogodzie bywają zajęte, można podjechać dalej i znaleźć miejsce na parkingu podziemnym, miejsca do parkowania są bardzo dobrze oznakowane lub pokierują nas panowie z obsługi parkingu, koszt dziennego postoju to około 6 euro
- ścieżka do Zbójnickiej Chaty ma zdecydowanie tatrzański charakter czyli jest dość kamienista, zdarza się przejście po ułożonych dużych głazach ( na zdjęciach widać jak taki chodnik wygląda), dla George wyprawa nie była żadnym kłopotem ponieważ jest wprawiony w chodzeniu po takich szlakach, piszę o tym ponieważ dla psa , który po Tatrach nie chodził może pojawić się (oczywiście nie musi) kłopot z przyzwyczajeniem się do przechodzenia po dużych kamieniach i w takim wypadku polecałabym na rozgrzewkę jakiś inny wygodniejszy szlak np. Zielone Pleso. Wiadomo , że Wy najlepiej znacie swoje czworonogi i ich możliwości.
- szlaki: Stary Smokovec- Hrebienok ( zielony, 0,45h); Hrebienok- Rozdroże nad Rainerovą Chatą ( czerwony, 0,30 h); Rozdroże nad Rainerovą Chatą – Zbójnicka Chata ( niebieski, 2,30h ), powrót tą samą drogą około 3 h
- czas : 6,45h, dystans: 17,84 km, wznios: 1055 m