Franz Kostner- jesień w Dolomitach
Po solidnych opadach deszczu nastała w Dolomitach piękna jesień. Optymalne temperatury, rude hale i ośnieżone już wierzchołki najwyższych masywów Dolomitów zachęcały do wędrówek.To był nasz pierwszy jesienny pobyt w tych górach i muszę przyznać, że definitywnie zmienimy swoje dotychczasowe przyzwyczajenia!!!! Jeżeli kochacie puste szlaki, pewną i stabilną pogodę, przejrzyste powietrze i obserwowanie walki pomiędzy jesienią a czającą się gdzieś za rogiem zimą to październik jest idealną porą na przemierzanie Dolomitów. Co prawda, dni są krótsze, nie działają wszystkie wyciągi, a tętniące życiem miasteczka jakby przysypiały to jesienne pejzaże nie mają sobie równych. Zobaczcie je wędrując z nami w Grupie Sella.
Bazą naszego jesiennego pobytu w Dolomitach była Corvara, niewielka miejscowość położona w górnej części doliny Val Badia, która dzieli Dolomity na część wschodnią i zachodnią. Dolina Val Badia, w języku niemieckim Abtei, była bardzo wcześnie zasiedlona, notuje się że już w 1018 roku powstał klasztor do którego należała, a w dolinie już wtedy istniały osady. Obecnie ludność żyje głównie z turystyki. Sama Corvara położona jest na wysokości 1545 m npm i ze względu obecność wyciągów oraz usytuowanie pomiędzy przełęczami Campolongo i Gardena stanowi świetny punkt wypadowy na pobliskie szlaki.
Pierwszym celem jesiennego wypadu w góry było schronisko Franz Kostner, do którego szlak startuje z Przełęczy Passo di Campolongo. Kierując się z Corvara pokonaliśmy serpentyny i w około 15 minut znaleźliśmy się na przełęczy na wysokości 1875 m npm, po prawej stronie minęliśmy hotel Boé i zaparkowaliśmy tuż przy widocznej gruntowej drodze pnącej się dość ostro w górę. Według mapy do schroniska powinniśmy kierować się szlakiem nr 636 natomiast jak to bywa w praktyce: mapa mapą, a życie życie. Na drogowskazie widniał przekreślony numer 636, a na jego miejscu pojawił się nr 640. Tak to już bywa z niektórymi oznaczeniami we Włoszech. Nie mniej jednak należy kierować się w stronę Bec de Roces i drogą o której była mowa iść w górę. Początek trasy od razu lekko podniósł puls ponieważ mimo iż trakt był wygodny to bardzo szybko nabierał wysokości. Wraz ze wznoszeniem się w górę rozszerzały się również widoki. Po wejściu na grzbiet podziwialiśmy panoramę grani Padon i wyłaniającej się zza niej potężnej, ośnieżonej już Marmolady. Za plecami zaś widoczna była postrzępiona grupa Puez – Odle.
Minęliśmy przyjemnie wyglądającą restaurację (niestety już nieczynną) i dotarliśmy do rozgałęzienia ścieżek. Zachowując dotychczasowy kierunek wędrówki wkroczyliśmy na wąską ścieżkę, która zaprowadziła nas do „skalnego miasta”. Tą miniaturę Dolomitów tworzyły liczne strzeliste turnie i ogromne bloki skalne porośnięte roślinnością, która przybrała już jesienne kolory. Ścieżka sprytnie wiła się pomiędzy potężnymi głazami omijając przeszkody.
W pewnym momencie dotarliśmy do zjawiskowego skalnego „okna”. Niewielka przełączka pomiędzy skalnymi iglicami oferowała nieziemski widok w kierunku Arabby z górującym masywem Marmolady. Warto pokonać kilka kamiennych głazów i z lotu ptaka podziwiać ten pejzaż. Jeszcze chwilę kluczyliśmy w skalnym labiryncie by wydostać się z niego na porośnięte kosówką zbocze.
Widoki były jeszcze lepsze, a z góry widzieliśmy całą pokonaną dotychczas trasę. Przy skalnej turni zrobiliśmy sobie krótką przerwę na ciepłą herbatę i nacieszenie oczu panoramami. George również postanowił wygrzewać się w słońcu. W tym miejscu na szlakowskazie widniał wyraźny kierunek do schroniska Franz Kostner, tym razem zgodnie z informacją na mapie zmieniliśmy nr szlaku na 637, a więc nie mieliśmy wątpliwości w którą stronę iść. Dalsza cześć trasy to trochę żmudne podejście wyschniętą już łąką w kierunku ciemnego, skalnego muru Selli. Ścieżka zakosami doprowadziła nas pod skały i tutaj natrafiliśmy na najtrudniejsze odcinki wędrówki.
Odrazu uspokoję, że były to króciutkie fragmenty nie mniej jednak musieliśmy delikatnie pomóc psu wspiąć się na dosyć wysokie skalne stopnie. Pierwszy z opisywanych fragmentów to strome podejście w skałkach tuż nad szeroką łąką, a drugi to ubezpieczona stalowymi linkami niezbyt wysoka ścianka. Oba miejsca mogą być bardziej problematyczne przy mokrej skale ale w normalnych warunkach dla przeciętnego turysty i psa obytego na bardziej wymagających szlakach nie powinno być tutaj jakiegoś dużego kłopotu. Po lekkim skoku adrenaliny wyszliśmy na wypłaszczenie i rozpoczęliśmy ostatnie podejście. Szlak wiódł przez typowy, surowy dolomitowy krajobraz ale nie stwarzał już dodatkowych trudności.
Po około 2,30 h wędrówki dotarliśmy na płaskowyż pod ścianami Biz Boe, a na jego krawędzi dostrzegliśmy charakterystyczny budynek schroniska Franz Kostner. Po około 5 minutach marszu wygodną ścieżką stanęliśmy pod jego murami. Schronisko położone jest na wysokości 2541 m npm, po wschodniej stronie skalnego muru Selli. Pomimo wizyty już w październiku mieliśmy szczęście bo schronisko było otwarte ale przy tej pięknej, bezwietrznej pogodzie zajęliśmy miejsce na ławeczce nieopodal budynku. Usytuowanie schroniska pozwala na podziwianie spektakularnych i różnorodnych widoków. Z jednej strony widzieliśmy mroczne mury Selli, otaczające Dolinę Vallon z drugiej zaś odległe panoramy sięgające masywu Marmolady.
Po około godzinnym odpoczynku i chłonięciu dolomitowych pejzaży ruszyliśmy w dół szlakiem nr 638. Kręta ścieżka nie nastręczała żadnych kłopotów. Z góry wyraźnie widzieliśmy parking i szerokimi zakosami kierowaliśmy się w jego stronę. Schodząc w dół minęliśmy niewielkie i dość ponure jeziorko Lago Boe i dotarliśmy do górnej stacji gondoli Boe, skąd drogą gruntową kontynuowaliśmy zejście w dół. Mniej więcej w połowie pojawił się drogowskaz z kierunkiem do Bac de Roces lub bezpośrednio na przełęcz. Ze względu na George wybraliśmy wygodne zejście bezpośrednio na przełęcz Campolongo.
Na tym etapie otaczające widoki szpeciła infrastruktura narciarska w postaci armatek śnieżnych czy pomarańczowych siatek. Nie mniej jednak nasyceni wcześniejszymi obrazami nie zwracaliśmy na to szczególnej uwagi. Na przełęcz Campolongo wyszliśmy tuż przy hotelu Boe i aby znaleźć się na parkingu przeszliśmy szosą w kierunku Arabby około 300 m. Tym oto sposobem przeszliśmy piękną pętelkę licząca około ….. km. Jeżeli ktoś obawia się króciutkiego ubezpieczonego fragmentu lub nie dysponuje wystarczającą ilością czasu może wybrać opcję którą schodziliśmy lub bezpośrednio z Corvary wyjechać kolejką gondolową Boe i dalej bez większego wysiłku podejść do schroniska. Chcąc jeszcze bardziej sobie ułatwić zakładając, że z psem dacie radę wyjechać wyciągiem krzesełkowym to z górnej stacji gondoli Boe można przesiąść się do wyciągu krzesełkowego Vallon z którego do schroniska dotrzecie w 10 minut. Tak czy tak, bez względu który sposób dotarcia do schroniska Franz Kostner wybierzecie ,warto tam zajrzeć ze względu na bogactwo panoram i krajobrazów , które oferuje to miejsce.
PRAKTYCZNIE :
- start opisywanego szlaku z przełęczy Campolongo (https://maps.app.goo.gl/gxSdu571A4krUWHJA?g_st=ic)
- parkingi dostępne są na przełęczy
- schronisko Franz Kostner regularnie czynne jest od połowy czerwca- do połowy września
- w okolice schroniska można dotrzeć także z Corvary kolejką gondolową Boe, lub korzystając z wyciągów krzesełkowych np. Crep de Munt z Passo Campolongo
- szlaki: Passo Campolongo- Bec de Roces- rozgałęzienie szlaków za Bec de Roces (szlak nr 636/ w terenie na początku 640); od rozgałęzienia – schronisko Franz Kostner( szlak nr 637); schronisko Franz Kostner- Utia Lago Boe- Passo Campolongo ( szlak nr 638)
- czas: 4,45h (bez odpoczynków); dystans: 10,3 km; wznios: 730 m
- koniec września i październik to miesiące kiedy w Dolomitach jest zdecydowanie mniej ludzi w związku z tym nie działają niektóre wyciągi, pozamykane są restauracje, kawiarnie i pizzerie; ograniczona jest również oferta noclegowa, nasz nocleg to miejscowość Corvara i apartamenty:https://www.villaolympia.it/