Karkonoski spektakl
W tym roku jesień jest szczególnie łaskawa jeżeli chodzi o piękną pogodę, rozpieszcza nas na maksa i dlatego też korzystamy z tej możliwości ile się da. Przedłużony weekend i obiecująca prognoza sprawiły , że pognaliśmy w nasze ukochane Karkonosze. Dla niektórych właśnie tutaj , a konkretnie od schroniska Samotnia zaczęła się prawdziwa fascynacja i przygoda z górami. Decydując się na wyjazd w ostatniej chwili mieliśmy trochę kłopot ze znalezieniem noclegu w Karpaczu ale oczywiście nie był to powód, dla którego wyjazd mógłby się nie odbyć. Zatrzymaliśmy się w pobliskim Staniszowie z dala od zgiełku i tłumów, które zmierzały w stronę kurortu. Dodatkowo z okien naszego pałacyku mogliśmy podziwiać widok na staw i piękne starodrzewie, a porannemu spacerowi z psem towarzyszyły dźwięki wydawane przez ptactwo zamieszkujące okoliczne zarośla.
Celem naszej wycieczki miały być Izery ale jadąc do Jakuszyc i widząc co dzieje się w głównym paśmie Karkonoszy szybko zmieniliśmy plany i postanowiliśmy iść na Szrenicę. Doszliśmy do wniosku, że widoki z „góry” będą tego dnia ciekawsze.
Na Szrenicę wyruszyliśmy czerwonym szlakiem ze Szklarskiej Poręby, porzucając samochód na jednym z parkingów w okolicach wodospadu Kamieńczyka.Szrenica jest dość komercyjnym szczytem i rzeczywiście do schroniska przy Kamieńczyku trochę przedzieraliśmy się przez tłumy, które ten cud przyrody chciały zobaczyć. Dzięki temu ten kawałek szlaku pokonaliśmy błyskawicznie, a dalej było już całkiem znośnie. Nieprawdą byłoby powiedzenie, że szlak był pusty, bo jednak trochę turystów wybrało Karkonosze ale mam wrażenie, że wszyscy, którzy tam wędrowali również w ciszy i spokoju chcieli delektować się pięknem natury. Nie było wakacyjnego hałasu, krzyków i przypadkowych ludzi, którzy na szlaku znaleźli się nie wiadomo po co i sami nie wiedzieli co tam robią.
Szlak na Szrenicę to właściwie prosta droga biegnąca przez las. Raz jest łagodnie, raz trochę bardziej pod górę, ale dla osób mających minimalną kondycję nie powinien sprawić żadnych trudności. Po godzinie marszu znaleźliśmy się na Hali Szrenickiej, skąd można było podziwiać widoki w kierunku Gór Izerskich, które częściowo spowite były we mgle.
George spotkał tam kolegę z którym trochę pobiegał i którego spotkaliśmy jeszcze następnego dnia przy schronisku Orle w Górach Izerskich.
Zrobiliśmy tam krótki odpoczynek i ruszyliśmy dalej w kierunku Szrenicy. I tutaj się zaczęło!!!!! Wychodząc na grzbiet ujrzeliśmy morze chmur, a z niego wyłaniające się wyspy i wysepki. Gęste mgły zalegające w dolinach po czeskiej stronie gór robiły niesamowite wrażenie. Widać było cały ocean, widać było pojedyncze drzewa zalewane powoli przez mgłę, były „wodospady”, fale i formacje skalne wystające ponad powierzchnię chmur. Coś niesamowitego.
Na Szrenicy byliśmy około 13 , pod wrażeniem widoku podziwianego ze szczytu postanowiliśmy zostać w górach do zachodu słońca. Mając jeszcze około 3 godzin udaliśmy się w kierunku Śnieżnych Kotłów. Śnieżne Kotły to jedno z najpiękniejszych miejsc w Karkonoszach. Są to dwa polodowcowe kotły wciśnięte w północne zbocza głównego grzbietu Karkonoszy. Pionowe ściany opadające w dół mają nawet 200 m wysokości. Idąc w kierunku Śnieżnych Kotłów cały czas podziwialiśmy spektakl w którym główną rolę odgrywają chmury i wierzchołki Karkonoszy.
Około godziny 16 byliśmy znów na Szrenicy i zajęliśmy sobie dogodne miejsce na widowni aby podziwiać kulminacyjny punkt przedstawienia z zachodzącym słońcem w roli głównej. Spektakl wart milion dolarów, a przy odrobinie szczęścia i chęci można go mieć zupełnie za darmo. Żadne słowa nie są wstanie opisać tej gry światłocieni, która trwała kilka minut.
Dodam jeszcze, że atmosfera na widowni była wspaniała. Każdy turysta wiedział po co tam jest. Uśmiech, dobry humor i zachwyt nad obserwowanym cudem przyrody widać było na twarzy wszystkich ludzi, którym dane było tego popołudnia być na Szrenicy. Trochę żałowaliśmy, że nie pomyśleliśmy o tym aby zostać na noc w schronisku i w doborowym towarzystwie nadal celebrować ten piękny dzień. No cóż, może następnym razem.
Na ten moment pozostało nam włączenie czołówki i powrót w ciemności do Szklarskiej Poręby. Oczywiście nie byliśmy sami więc powrót przebiegł szybko i przyjemnie.
Poranna zapowiedź przedstawienia przeszła nasze największe oczekiwania. W Karkonoszach jesteśmy przynajmniej raz w roku, w różnych porach ale mogę powiedzieć, że te góry spowite chmurami i mgłami zalegającymi w dolinach nie mają żadnej konkurencji.