Panoramiczna pętla nad doliną Valfurva
Mamy taki zwyczaj , że od czasu do czasu rozsiadamy się w fotelu i sięgamy do zdjęć zrobionych podczas przeróżnych wyjazdów. Przypominają nam się wtedy urokliwe miejsca i cudowne chwile z nimi związane. Tuż przed majówką, którą spędzimy raczej w domu, wpadły mi w ręce fotografie z wakacji we Włoszech, a konkretnie z ostatniego dnia pobytu w Alpach Retyckich w Santa Catarina di Valfurva. Oglądając kolejne kadry zachwycaliśmy się pięknem krajobrazu i nie mogliśmy uwierzyć , że jeszcze kilka miesięcy temu wędrowaliśmy przez niesamowicie zielone alpejskie łąki i podziwialiśmy strzeliste szczyty oraz potężne lodowce. Wystarczyło tylko wyjść z hotelu , przejść przez wąską uliczkę i już byliśmy na panoramicznym szlaku okalającym dolinę Valfurva. „Ochy” i „achy”nad tymi cudami sprawiły , że i Was chcemy dziś zaprosić na wędrówkę w chmurach, ponad alpejskimi miasteczkami leżącymi w głębokich dolinach w otoczeniu monumentalnych trzytysięczników.
Dzień zapowiadał się pięknie i słonecznie co latem w Alpach nie jest takie oczywiste . Po „burzowych” doświadczeniach z Dolomitów ( http://www.szlakiemitropem.com/w-masywie-civetty-lago-di-coldai/#more-2011 ) i ulewach w dolinie Val Zebru (http://www.szlakiemitropem.com/dolina-val-zebru-w-objeciach-alpejskich-kolosow/#more-2206 ) naprawdę bardzo ucieszyliśmy się, na wiadomość, że cały dzień będzie bez deszczu. Byliśmy rozczarowani tylko tym , że jutro z samego rana kończył się nasz urlop i musieliśmy pożegnać się z Alpami , wyjeżdżając mięliśmy nadzieję na szybki powrót w te rejony. Dzisiaj patrząc obiektywnie na sytuację związaną z koronawirusem chyba szybko tam nie zajrzymy, a moglibyśmy przecież już planować wakacje.Tuż obok hotelu Baita Fiorita, w którym mieszkaliśmy znajdował się węzeł szlaków turystycznych, a mając przed sobą perspektywę jutrzejszego około 12 godzinnego powrotu do domu postanowiliśmy spędzić ten dzień na szlakach w najbliższej okolicy , w końcu mieszkaliśmy w sercu Alp. Sugerując się rekomendacjami i mapą wybraliśmy się na wycieczkę do Baite Ables i dalej do Rifugio dei Forni. Trasa zapowiadała się zjawiskowo ponieważ wiodła halami nad doliną Valfurva .
Tak jak wspomniałam , wyszliśmy z hotelu, przeszliśmy na druga stronę uliczki i byliśmy na szlaku. Wąską ścieżką nazywaną Salita Speluga ruszyliśmy w górę.
Początkowo pomiędzy zabudowaniami , a właściwie pomiędzy dachami zabudowań wyszliśmy ponad Santa Catarina val Furva. Od początku wycieczki podziwialiśmy przepiękne widoki na otaczające nas szczyty. Na tym etapie wspinaczki szczególnie zaznaczały się szczyty znajdujące się po przeciwnej stronie doliny z osławioną i naszą ulubioną alpejską przełęczą Gavia.
Ogromnym atutem całej wycieczki było to, że szlak wiódł otwartym terenem i wszystkie góry mieliśmy na wyciągnięcie ręki. Tylko nieliczne fragmenty ścieżki na krótko chowały się w lesie.
Oprócz obłędnych widoków po drodze mijaliśmy liczne wodospady najprawdopodobniej tworzone przez wody z wyżej położonych lodowców.
Ścieżka , którą wędrowaliśmy była wygodna i trochę stroma, zakosami pokonywała kolejne metry wysokości ale dzięki temu bardzo sprawnie pięła się w górę. Osiągając wysokość około 1900 m npm minęliśmy pierwsze gospodarstwo rozłożone na szerokich , zielonych stokach.
Ables czyli pośredni cel naszej wycieczki to również taki właśnie górski domek. Zanim do niego dotarliśmy przechodziliśmy jeszcze obok kilku podobnych wysoko położonych zamieszkałych chatach. Wydaje mi się , że większość z nich to „domki letniskowe” , w których ludzie mieszkają przy sprzyjających warunkach pogodowych i delektują się życiem na łonie natury z boskimi widokami w tle.
Z tej wysokości mogliśmy już obserwować całą dolinę Valfurva , a że pora stała się już bardziej przyzwoita to na wstążce prowadzącej na Gavię pojawiły się pierwsze motocykle, „ryk” silników dawał do zrozumienia , że podjazd łatwy nie był. Nasze podejście również nie należało do spaceru z kategorii bez zadyszki, ale każde zatrzymanie się było argumentowane koniecznością podziwiania Alp i ich sfotografowaniem, a jak wiemy nie jest to prosta rzecz. W każdym razie wymówka sprawdzała się doskonale i przede wszystkim była wiarygodna. Gdy napatrzyliśmy się już na nasze góry i oddech wrócił do normy mogliśmy ruszać dalej.
A pierwszym chętnym na dalszy marsz był nikt inny jak George, zawsze zastanawiam się skąd on ma takie pokłady energii. Marsz marszem ale jeszcze musiała być zabawa.
Stawiając kolejne kroki i pokonując kolejne metry wysokości widoki stawały się coraz szersze. Na horyzoncie pojawiły się ogromne lodowce , a szczyty stawały się jeszcze bardziej wyniosłe.
W końcu dotarliśmy do Ables, niewielkiego, drewnianego domku przed którym czekała na nas ławeczka z widokiem. Nie można było przejść obok niej obojętnie, a rajskie krajobrazy jeszcze skuteczniej zapraszały do spędzenia dłuższej chwili w tym miejscu.
Tutaj skończyło się żmudne podejście a dalsza trasa to panoramiczna ścieżka nad doliną.
Idąc w kierunku Rifugio dei Forni zbliżaliśmy się do masywu Cevedale i Gran Zebru, a co za tym idzie byliśmy również coraz bliżej potężnych lodowców. Jak na dłoni było widać wszystkie szczeliny i wypływające spod lodu potoki. Ścieżka wiła się spokojnie wśród zielonych łąk. Krajobraz tworzył niezwykły kontrast. Soczyście zielone hale , a nad nimi lodowe pustynie i mroczne , surowe alpejskie szczyty. Widok zwalający z nóg i wywołujący ciarki na ciele. Warto było trochę się wysilić aby nacieszyć oczy i ukoić zmysły.
I tak sobie wędrowaliśmy , z prawej strony głęboka dolina, nad nią góry, z lewej opadające stoki. Gdzieniegdzie wodospad spadający na ścieżkę , a w innym miejscu górski strumyk wijący się wśród traw. A…. i na szlaku były chyba 2 osoby.
Zaliczyliśmy sesje foto na tle Cevedale i dotarliśmy do węzła szlaków. Według drogowskazu do Rifugio dei Forni pozostało nam 45 minut marszu. Dla przypomnienia w Alpach Włoskich wszystkie szlaki turystyczne oznaczone są kolorem czerwonym, trzeba uważnie śledzić numery aby się nie pogubić tym bardziej, że sieć „szlakowa” jest bardzo gęsta. Z tego miejsca można udać się jeszcze do Rifugio Pizzini ( około 2.20h). Bardzo przyjemne , ciepłe miejsce i dla „ odmiany” z rewelacyjnymi widokami na Cevedale ( 3769 m npm )i Gran Zebru ( 3851):). Oba szczyty leżą w Masywie Ortleru.
Lubiącym czytać thrillery bardzo polecam „Istotę zła”, włoskiego autora Luca D’Andrea. „Istota zła” to opowieść o brutalnej zbrodni, porażajacej pierwotną grozą naturze, obsesji i pradawnej przyczajonej Bestii ( cytat z książki). Akcja toczy się w małej górskiej wiosce w Południowym Tyrolu , a historia bardzo porusza i trzyma w napięciu do samego końca. Wracając do drogowskazu i Rifugio Pizzini 2 lata temu mieliśmy przyjemność spędzić dzień w tamtej okolicy wspinając się do Rifugio Cassati położonego na wysokości 3269 m npm. Stanęliśmy wtedy na lodowcu i poczuliśmy się trochę jak alpiniści:). Ale spokojnie, spacer z węzła przy którym aktualnie się znaleźliśmy do Rifugio Pizzini i stamtąd do Rifugio Forni to zupełnie bezpieczna , mega widokowa wycieczka pozbawiona jakichkolwiek trudności technicznych.
Gdybyśmy mieli więcej czasu napewno wybralibyśmy okrężną wersję dotarcia do R. Forni, niestety perspektywa jutrzejszego powrotu do domu zmusiła nas do wybrania krótszej alternatywy. Wygodnie zeszliśmy do schroniska, które należy do raczej zatłoczonych miejsc ponieważ jest dużym górskim węzłem komunikacyjnym. Znajdują się tutaj duże parkingi , a szlaki rozchodzą się na 4 strony świata.
Słowo „ zatłoczone” dotyczy standardów włoskich czyli nie ma nic wspólnego z popularnymi miejscami np. w Tatrach w szczycie sezonu. Pomimo tego, że przy schronisku jest więcej ludzi to nie trzeba stać w kolejce do bufetu i spokojnie znajdziemy miejsce aby usiąść na słonecznym tarasie. To też uczyniliśmy. Rozsiedliśmy się na wygodnych leżakach , uzupełniliśmy płyny i delektowaliśmy się widokiem na góry. Żal było wracać bo mieliśmy świadomość , że w Alpach pewnie będziemy dopiero za rok. No cóż , taka kolej rzeczy i trzeba było ruszyć cztery litery aby wrócić do hotelu.
Trasa powrotna wiodła wzdłuż drogi dojazdowej do parkingu ale tylko od czasu do czasu minęło nas jakieś auto wiec szło się komfortowo. Trochę poboczem, trochę wąskim chodnikiem , trochę leśnymi ścieżkami. Cóż mogę napisać na koniec? Pętla idealna na wyprawę z psem, mega widokowa i mało uczęszczana. My raczej do szczęścia innych luksusów nie potrzebujemy.
PRAKTYCZNIE:
- start wycieczki w miejscowości Santa Catarina Valfurva, tuż przy hotelu Baita Fiorita
- szlak oznaczony kolorem czerwonym jak wszystkie we Włoszech
- dystans 18 km; czas 6 h z odpoczynkami; wzrost wysokości 683 m
- na trasie nie napotkamy żadnych trudności technicznych
- istnieje kilka możliwości wydłużenia szlaku, między innymi z Ables do Rifugio Pizzini i dalej do Rifugio Forni ( dłużej o jakieś 3-3,30 h)