Skrzyczne i nie tylko.
Beskid Śląski w pełnym słońcu.
Skrzyczne było 5. szczytem w ramach KGP. Przy pięknej pogodzie wreszcie zawitaliśmy w Beskid Śląski, gdzie królem jest właśnie Skrzyczne. Szczyt kojarzony głównie ze Szczyrkiem i stokami narciarskimi. Zimą tłum, latem nie lepiej ponieważ na szczyt ze Szczyrku można wjechać wygodną kolejką. My na Skrzycznem byliśmy już kilka razy, no ale jeżeli Korona Gór Polski ma być zdobyta w jeden rok to trzeba tam pójść kolejny raz. Jest to okazja do poznania innych szlaków, a w przypadku Skrzycznego wybór mamy bardzo duży. Skrzyczne wznosi się 1257 m n.p.m. w północno-wschodniej części Beskidu Śląskiego, w bocznym ramieniu pasma Baraniej Góry. Ze względu na charakterystyczną sylwetkę góry, stromo opadającej ku wschodowi i północy oraz na położony na szczycie maszt nadajnika RTV jest ona łatwo rozpoznawalna z wielu miejsc, np. w Beskidzie Żywieckim lub w Tatrach. Wybitność szczytu to 535 m.
Na naszym blogu oprócz opisu szlaków lubimy również ciekawostki i legendy. W przypadku Skrzycznego dokopaliśmy się do informacji na temat pochodzenia nazwy szczytu. Według rozpowszechnionego podania, przytoczonego w XVIII w. w „Dziejopisie Żywieckim” przez ówczesnego wójta żywieckiego, Andrzeja Komonieckiego, nazwa góry (Skrzyczne lub Skrzecznia) ma pochodzić od skrzeczenia żab, które w wielkiej ilości zamieszkiwały staw, kiedyś istniejący podobno w kotle (rzekomo polodowcowym) między Skrzycznem a Małym Skrzycznem. Tak jak wspomniałam na wstępie Skrzyczne jest bardzo popularnym szczytem. Na szczycie znajduje się schronisko PTTK Skrzyczne (przed II wojną światową funkcjonował również drugi obiekt – schronisko turystyczne pod Skrzycznem), basen dla dzieci, ścianka wspinaczkowa, strzelnica czy boisko. Można tam wjechać dwuodcinkową koleją krzesełkową „Skrzyczne” ze Szczyrku. Na zboczach góry znajdują się trasy narciarskie o różnym stopniu trudności (m.in. trasa FIS) i łącznej długości 14 km. Przez Skrzyczne przechodzi też wiele szlaków turystycznych (np. na Baranią Górę) – pieszych i rowerowych (również wyczynowych, na których odbywały się między innymi zawody Pucharu Polski). Ponadto szczyt Skrzycznego ze strony wschodniej (od Jeziora Żywieckiego) jest znakomitym startowiskiem dla miłośników paralotni.
Wracając do naszej wycieczki, odpuściliśmy sobie wchodzenie od strony Szczyrku ponieważ: po pierwsze początkiem kwietnia wchodzenie przez nartostradę jest raczej niemożliwe, po drugie tamte szlaki już znamy. Jeżeli mamy możliwość wybieramy pętlę i taka opcja dostępna jest również z Lipowej, dodatkowo zahaczając o Malinowską Skałę. Punktem startowym jest ogólnodostępny parking przy hotelu Zimnik w Lipowej. Parking jest wygodny ale niezbyt duży, a biorąc pod uwagę popularność miejsca im wcześniej tam jesteśmy tym lepiej. Startujemy około godziny 9:30, zabieramy plecaki, George’a ubieramy w szelki i szlakiem niebieskim rozpoczynamy podejście. Na szczyt mamy ok. 2,15 h. Szlak przechodzi obok hotelu Zimnik ( tutaj niezbyt estetyczny widok na zaplecze hotelu) ale szybko mijamy zabudowania i wchodzimy w las. Od samego początku rozpoczyna się dość mozolne podejście. Ścieżka pnie się w górę, a za plecami pojawiają się pierwsze widoki na południe. Widzimy miejscowości leżące na południowych zboczach Skrzycznego, na tle Beskidu Żywieckiego.
Ścieżka wygodna, buczyny towarzyszą nam cały czas.
Po mniej więcej godzinie docieramy do Hali Jaskowej. Hala Jaskowa (czasem niewłaściwie nazywana Jaśkowa) to duża polana na stokach masywu Skrzycznego. Ciągnie się na długości ok. 1 km po południowo-zachodniej stronie grzbietu, na wysokości 870-1050 m n.p.m. Jest sztucznego pochodzenia, ponieważ została wytrzebiona wśród lasów metodą „cerhlenia” w XVI lub XVII w. z przeznaczeniem na pastwiska. Obecnie znaczne fragmenty „hali” zarastają już intensywnie lasem, dzielącym ją na szereg niewielkich polan. Okres istniejącego tu do połowy XX w. pasterstwa przypominają już jedynie ślady ostatnich szałasów oraz kamień pamiątkowy z okolicznościową inskrypcją który, położony jest tuż przy szlaku turystycznym.
Z polany rozciągają się widoki na Beskid Śląski od Skrzycznego po Glinne oraz piękna panorama Kotliny Żywieckiej i najwyższych szczytów Beskidu Żywieckiego z dominującym w niej masywem Babiej Góry.
Po minięciu Polany jeszcze chwilę idziemy przez las i po chwili wychodzimy na odsłonięty stok. Szlak cały czas pnie się w górę ale rozległe widoki i piękna pogoda sprawiły, że poniesiony wysiłek wart był zachodu. Im wyżej tym panoramy bardziej rozległe. Ludzi na szlaku jak na lekarstwo więc mogliśmy w ciszy delektować się krajobrazem. Na tej wysokości zamiast po suchej leśnej ścieżce idziemy już po zbitym śniegu. Tak czy tak warunki do wędrówki świetne. Po ok. 2 h dotarliśmy na szczyt. Na słonecznym tarasie było więcej narciarzy niż turystów, którzy dotarli na Skrzyczne pieszo. Zrobiliśmy sobie chwile przerwy na drugie śniadanie. Mimo dość dużej liczy osób, w schronisku panowała bardzo pozytywna atmosfera. Osobiście staramy się unikać zatłoczonych miejsc ale tutaj czuliśmy się bardzo dobrze. Może dzięki towarzystwu bardzo przyjaznych i otwartych osób, które również zawitały na Skrzyczne na śniadanie. George również miał swoje 5 minut i zebrał liczne komplementy. Po chwili przerwy, obowiązkowa fota na szczycie i ruszamy w dalsza drogę.
Zielonym szlakiem kierujemy się w stronę Malinowskiej Skały. Szlak jest bardzo wygodny. Do wyciągu na Małym Skrzycznem trochę ludzi, a dalej już pustki. Szlak biegnie grzbietem więc nie wymaga właściwie żadnego wysiłku. Łagodnie pnie się w górę by po chwili delikatnie sprowadzić nas w dół. I tak przez ok 1,30 h. Trasa jest bardzo widokowa i oferuje piękne panoramy na 4 strony świata.
Z jednej strony to wspaniałe podziwiać rozległe krajobrazy, a z drugiej smutno przyglądać się zniszczeniom, jakich w lasach dokonał człowiek. Klęska ekologiczna, która doprowadziła do tych drastycznych zmian krajobrazu objęła około 60 tysięcy hektarów lasów na stokach Beskidu Śląskiego. Początkowo twierdzono, że jej przyczyną było zanieczyszczone powietrze znad Górnego Śląska i z zakładów przemysłowych w Czechach. Ostatecznie okazało się jednak, że był to tylko jeden z czynników, a prawdziwych przyczyn katastrofy należało szukać aż w XIX wieku, kiedy na ziemiach urzędowali Niemcy, którzy masowo wycinali drzewa na potrzeby gwałtownie rozwijającego się wtedy przemysłu. Przez sukcesywne wycinanie buczyny karpackiej oraz nasadzanie w jej miejsce nowych pokoleń świerka, w zupełności zmieniła się struktura beskidzkiego drzewostanu. Początkowo świerki dobrze się przyjmowały w Beskidach. Po kilku dekadach okazało się jednak, że ogromne ilości drzew nasadzonych z sadzonek sprowadzonych z terenów dolinnych, nie są w stanie dostosować się do warunków typowo górskich. Kolejnym problemem było atakowanie drzew przez powszechnie znane grzyby – opieńki. Ich grzybnia w szczytowym okresie przyczyniała się do rozkładania nawet połowy systemu korzeniowego świerków, powodując ich gnicie. To z kolei przyciągnęło korniki, które miały tu „ raj” przez co szybko powiększały swą populację. Jakby tego było mało, swoje zrobiło również zanieczyszczenie powietrza powodowane przez prężnie rozwijające się zakłady przemysłowe. W efekcie, dobrze rokujące początkowo świerki zaczęły od lat 50-tych ubiegłego wieku usychać. Prawdziwa katastrofa wybuchła w 2006 roku. Przyczyniły się do tego zmiany klimatu. Lato tego roku było bardzo suche i gorące. W konsekwencji umarły setki tysięcy drzew. Tylko w pierwszej połowie lipca wycięto wtedy w Beskidzie Śląskim oraz Żywieckim aż 120 tysięcy drzew. Kiedy świerki zaczęły masowo schnąć, rozprzestrzeniła się plaga korników. Aby ją zatrzymać, trzeba było podjąć się wycinki. Tam gdzie świerki nie usychały same z siebie, powalały je masowo silne wiatry, tworząc spotykane w wielu miejscach wiatrołomy. Sytuacje opanowano dopiero w 2010 roku.
Wracając do naszej wędrówki powoli zbliżaliśmy się do Malinowskiej Skały, która jest zwornikowym szczytem wznoszącym się 1152 m n.p.m. Ok. 60 m na północ od szczytu, tuż przy szlaku turystycznym znajduje się spora wychodnia skalna w kształcie rozczłonkowanej ambony o wymiarach 6 × 14 × 5 m. Wychodnia na Malinowskiej Skale jest co najmniej od połowy XX w. jednym z najlepiej rozpoznawalnych symboli Beskidu Śląskiego. Malinowską Skalę widać z daleka natomiast żeby znaleźć się na szczycie musimy pokonać jeszcze jedno dość strome ale krótkie podejście.
Na szczycie oczywiście przerwa na zdjęcia i podziwianie okolicy. Z Malinowskiej Skały rozpościera się bogata panorama. Możemy podziwiać Skrzyczne, Kotlinę Żywiecką z Jeziorem Żywieckim, Babią Górę, Pilsko oraz Baranią Górę.
Zbyt długo jednak tam nie zostaliśmy ponieważ mocno wiało. Zaczęliśmy schodzić w dół. Po 10 minutach opuściliśmy zielony szlak prowadzący w kierunku Baraniej Góry i żółtym, już mniej przetartym kierowaliśmy się w stronę Lipowej. Szlak był dość wąski i trzeba było uważać aby nie wpaść do wody. Im niżej tym roztopy były większe i zewsząd spływały drobne strumyczki. Po ponad godzinnym lawirowaniu między kałużami, śniegiem i połamanymi drzewami dotarliśmy do asfaltowej leśnej drogi. I tutaj wkroczyliśmy w inny, bardziej cywilizowany świat. W górach pustki a niżej piękna pogoda wyciągnęła ludzi z domów więc całe rodziny spacerowały Doliną Zimnika. Jakieś 30-40 min w dół i dotarliśmy do parkingu. Zrobiliśmy piękną, widokowa pętelkę. Pooddychaliśmy świeżym powietrzem, niektórych nieźle opaliło słoneczko, a George intensywnie korzystał z błotnych kąpieli. Cudny szlak na całodzienną, nieśpieszną wycieczkę.
PRAKTYCZNIE:
- dojazd samochodem z Krakowa do Lipowej to ok 2 h.
- parking bezpłatny za Hotelem Zimnik, parking nie jest duży wiec lepiej być tam wcześnie rano
- szlaki: Lipowa- Skrzyczne (niebieski, 2,15h), Skrzyczne- Malinowska Skala, do skrzyżowania z żółtym (zielony 1,30h), żółty do Lipowej 1,40h
- przebyta trasa 17km
- przewyższenie łączne 807m
- czas wycieczki 6h (wg GPS)