
W masywie Civetty – Lago di Coldai
W dzisiejszym wpisie chciałam opowiedzieć o ciekawej i bardzo pięknej wycieczce w rejonie Civetty. Szlak nie tak popularny jak wokół Tre Cime di Lavaredo ale zasługuje napewno na uwagę ze względu na bajkowe zielone krajobrazy kontrastujące z zimnymi i nieprzystępnymi ścianami Civetty. Dolomity mają wiele twarzy, a dzisiaj trochę o tej bardziej alpejskiej ale jednocześnie zachowującej swoje surowe oblicze.

Na wycieczkę w rejon Civetty wybraliśmy się pierwszego dnia naszego pobytu w Col di Rocca. Co prawda nie mieliśmy jej w planach ale jak wiadomo góry często weryfikują nasze plany i nie zostaje nam nic innego jak tylko przystosować się zaistniałej sytuacji. W naszym przypadku jak to często bywa, plany zweryfikowała pogoda budząc nas rano rzęsistym deszczem. Kiedy przestało padać było już za późno aby jechać ponad godzinę do miejsca skąd planowaliśmy wyjść w góry. Zdecydowaliśmy się zostać na miejscu i przedreptać jakiś okoliczny szlak. W końcu mieszkaliśmy w sercu Dolomitów. Za radą naszej cudownej pani gospodyni z Hotelu Villa Eden (http://www.hotelvillaeden.com/it/index.php) udaliśmy się do pobliskiego Alleghe, do punktu informacji turystycznej. W tym miejscu chciałam wspomnieć o jednej ważnej rzeczy. Pewnie nie wszyscy z Was wiedzą, że rejony Dolomitów ( okolice Arraby, Caprile) w październiku ubiegłego roku nawiedziły huragany. Przez 2 tygodnie w rejonie nie było prądu ani wody. My też o tym nie wiedzieliśmy, aż do momentu przyjazdu w góry. Od razu zwróciliśmy uwagę na zniszczone lasy. Zalesione do tej pory stoki zostały ogołocone , a drzewa wyglądały jak porozrzucane zapałki. Ze względu na zaistniałą sytuację i związane z nią zniszczenia szlaków oraz prace porządkowe tylko punkty informacji turystycznej mogą udzielać piechurom wskazówek co do wyboru szlaku. Pan z centrum turystycznego zaproponował nam wjazd kolejką linową do schroniska/restauracji Col dei Baldi i dalej udanie się do schroniska Rifugio A.Sonino al Coldai oraz do jeziora Lago di Coldai.

Słuchając porad mądrzejszych od nas przyjechaliśmy na parking przy kolejce linowej w Alleghe. Stacja dobrze widoczna przy głównej drodze. Mimo późnej pory na parkingu było tylko kilka samochodów. Przeszliśmy przez strumyk i byliśmy przy wagoniku. Kupiliśmy bilety ( George za free) i po chwili sunęliśmy już gondolką w górę. Im wyżej tym rozleglejsze widoki. Po paru minutach dostaliśmy się na stację pośrednią przy Baita Scoiattolo , a tutaj czekała nas jeszcze przesiadka do drugiej kolejki aby dostać się do Col dei Baldi. Do miejsca przesiadki można również dojechać samochodem .


Bez czekania, bez kolejek znaleźliśmy się w drugim wagoniku i pomknęliśmy w górę. George zdecydowanie preferuje taką formę podróżowania. Rozglądał się naokoło i wyglądał na zadowolonego.



Nie wiedzieć kiedy znaleźliśmy się przy górnej stacji kolejki gondolowej. Korzystając z takiego udogodnienia zaoszczędziliśmy około 3 godzin żmudnego i dość stromego podejścia. Już samo to miejsce urzekło nas bardzo , oferując zniewalające widoki. Piękne, zielone i szerokie hale kontrastowały ze strzelistymi i surowymi wierzchołkami dolomitowych olbrzymów.




Zrobiliśmy zdjęcia, George wytarzał się w świeżej trawie i szlakiem nr 561 ruszyliśmy w kierunku schroniska. Od górnej stacji kolejki do Rifugio al Coldai dzieliło nas około 1,30 h marszu. Trasa bardzo wygodna , wręcz spacerowa. Do Forcella di Alleghe wędrowaliśmy szutrową drogą. Tuż przed przełęczą napotkaliśmy stado owiec i kóz wraz z pięcioma psami pasterskimi. Trochę obawialiśmy się o bezpieczeństwo George ale psy po pierwsze były pod kontrolą pasterzy , a po drugie wogóle nie zauważały ani turystów ani innych psiaków.




Od Forcella di Alleghe wygodna droga zamieniła się w węższą i wznoszącą się ścieżkę, wiodącą zboczami Cima di Coldai. Oznakowanie występowało raczej rzadko i należało bacznie obserwować znaki ponieważ na podejściu do schroniska oprócz dość wygodnie poprowadzonej ścieżki było mnóstwo skrótów , które tylko pozornie spełniały swoją rolę ponieważ często leżały w nich np. luźne kamienie , które znacznie utrudniały wędrówkę. Sam szlak według naszej oceny to wygodna , niezbyt szeroka , widokowa ścieżka. I dla tych widoków warto się tu wybrać. Im wychodziliśmy wyżej , tym więcej szczytów pojawiało się na horyzoncie.





Wszędzie piękne Dolomity i głębokie doliny z umiejscowionymi w nich niewielkimi osadami. Zgodnie z przewidywanym czasem dotarliśmy do niewielkiego schroniska al Coldai położonego na wysokości 2132 m.




Tutaj obowiązkowy odpoczynek i czas na kontemplowanie widoków. Wokół schroniska mogliśmy bardzo blisko podziwiać olbrzymie dolomitowe ściany.





Od Lago di Coldai dzieliło nas kilkuminutowe, krótkie podejście po dość sypkim gruncie . Ścieżka wyprowadziła nas na Forcellę Coldai , a stamtąd kilka minut zejścia i byliśmy nad jeziorem. Jezioro nie jest duże ale bardzo pięknie położone. Szczególne wrażenie robi kontrast pomiędzy jeziorem , a surowymi , wznoszącymi się nad jego taflą basztami. Dwa światy w jednym miejscu.





Dalsza droga to ścieżka okrążająca jezioro, a następnie spacer w dość surowym, piarżystym terenie pod ścianami Civetty. W tym miejscu należy uważnie śledzić oznakowanie , ponieważ ścieżek jest dużo , a niektóre z nich odchodzą w kierunku Alleghe. Po około 45 minutach marszu dotarliśmy do wąskiej przełączki Forcella Col Negro na wysokości 2203 m. Przełączka bardzo urokliwa i widokowa. Wciśnięta pomiędzy potężne ściany dolomitowych gigantów.



Z przełęczy pięknie widać było ścieżkę w kierunku schroniska Tissi, do którego było około 1,30 h marszu i powiem , że w tym miejscu odbyła się prawdziwa walka myśli. Chęci ruszenia w dalszą drogę brały górę nad rozsądkiem, który widział nadciągające deszczowo- burzowe chmury i późną porę. Ostatecznie rozum wygrał ale nie obyło się bez walki. Z lekkim, a nawet trochę większym niedosytem ruszyliśmy tym samym szlakiem w drogę powrotną. Jest dzięki temu bardzo poważny pretekst aby wrócić.




Powrót również miał swój urok ponieważ burzowe chmury nadały zupełnie inne oblicze miejscom, w których byliśmy w pełnym słońcu. Krajobraz stał się jeszcze bardziej surowy , a wręcz groźny. Ściany skalne sprawiały wrażenie bardzo, bardzo nieprzyjaznych i jeszcze bardziej nieprzystępnych. W takich okolicznościach nic tylko nogi za pas i w dół




Deszcz w drodze powrotnej trochę postraszył ale pogoda pozwoliła nam dotrzeć do Col de Baldi i gdy byliśmy już pod dachem przyszła prawdziwa ulewa.

W drodze powrotnej znaleźliśmy takie oto pozostałości po II wojnie światowej.


Ostatni zjazd kolejką miał miejsce o 16.45 więc kilka chwil delektowaliśmy się widokami.



Wycieczka bardzo widokowa i ciekawa. Żałujemy, że nie dotarliśmy do schroniska Tissi ale góry nie od razu odkrywają przed nami swoje tajemnice i wszystkie piękne zakątki. Góry uczą cierpliwości i pokory. A my korzystajmy z tego co oferują w danej chwili.


PRAKTYCZNIE:
- start szlaku z miejscowości Alleghe, aby zaoszczędzić czas można skorzystać z kolejki linowej do Col dei Baldi ( gondola z Alleghe do Piani di Pezze i tutaj przesiadka na drugą kolejkę do Col dei Baldi, do niedawna na odcinku Piani di Pezze – Col dei Baldi kursowały krzesełka, po modernizacji funkcjonuje tutaj gondola) , do pośredniej stacji kolejki ( Piani di Pezze) można dojechać również samochodem
- parking przy dolnej stacji kolejki 4 euro za cały dzień
- koszt wjazdu do Col dei Baldi to 12 euro od osoby w dwie strony, pies podróżuje za free
- szlak nr 561
- dystans : 11,54 km, czas : 4,40h ( bez odpoczynków), wznios: 625 m